Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
K.K. Baczyński „Niebo złote Ci otworzę”

 

Panorama Warki - 1939Komunikat specjalny nadany 1 września 1939 r. przez wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia zaczynający się od słów „A więc wojna…” informował o przekroczeniu polskiej granicy przez wojska niemieckie.

Do Warki dotarły one 8 września 1939 r. , kiedy to do miasta wkroczyły oddziały 1 Dywizji Pancernej. Zaczęła się okupacja. Warczanie, jak również mieszkańcy okolicznych wsi podzielili los wszystkich Polaków. Ziemie polskie zostały rozdzielone między dwóch okupantów: Niemcy i Związek Radziecki. Część terenów zajętych przez Niemców wcielono do III Rzeszy, a z części wydzielono Generalne Gubernatorstwo. Ziemie, które znalazły się bezpośrednio w państwie niemieckim miały być całkowicie wynarodowione i stać się przestrzenią życiową dla Niemców. Teren Generalnego Gubernatorstwa miał być natomiast zapleczem ekonomicznym dla III Rzeszy. Warka wraz z całym powiatem grójeckim znalazła się właśnie na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Z chwilą wkroczenia Niemców udziałem Warczan stał się codzienny terror, strach, głód i towarzysząca im niepewność jutra. Już w pierwszych tygodniach okupacji Niemcy wprowadzili szereg zarządzeń i restrykcji ograniczając prawa Polaków a jednocześnie nałożyli wiele obowiązków i powinności. Wprowadzono m.in. godzinę policyjną, która obowiązywała w nocy. Nie można było wówczas opuszczać domu pod karą śmierci. Wprowadzono racjonowanie żywności. Już na początku okupacji władze niemieckie nominowały na stanowisko burmistrza Hedwig Kosmahl, Polkę urodzoną w Westfalii, całkowicie oddaną Niemcom. Terroryzowała ona mieszkańców miasta, zwłaszcza Żydów, wymuszała łapówki, okradała ludność z żywności. Faworyzowała volsdeutschów, z których utworzyła swoją straż przyboczną. Przyczyniła się do aresztowania wareckiego proboszcza ks. Dudy - Dziewierza oraz dr Józefa Kawieckiego, który zginął w obozie koncentracyjnym.

Niemcy starali się zapewnić sobie darmową siłę roboczą. W tym celu organizowali wywózki ludności z Polski do Niemiec na roboty przymusowe. Wszyscy musieli posiadać dokumenty niemieckie tzw. kenkarty będące dowodem zatrudnienia. Ci, którzy byli zatrudnieni w zakładach potrzebnych Niemcom, mieli większe szanse na uniknięcie robót przymusowych. Wywożono osoby, które schwytano na ulicy, w nocnych obławach lub te, które musiały zgłosić się wg. przygotowanej listy. Za niestawienie się na wyjazd do Niemiec okupanci palili lub rozbierali domy, niszczyli meble, zabierali bydło lub wysyłali na roboty innych członków rodziny. Tu również wyjątkowo skrupulatnie polecenia okupantów wykonywała burmistrz Koshmal. Z czasem Polacy zorganizowali wywiad, który ostrzegał osoby zagrożone łapanką. Dzięki temu części z nich udało się uniknąć wywózki. Na szczęście dla mieszkańców Warki urzędowanie Hedwig Koshmal zakończyło się na początku 1941 r. Wówczas to starostą został Zimmerman - Niemiec, który ograniczył stosowanie terroru wobec Polaków. Na stanowisko burmistrza Warki mianował on Maksymiliana Grabowskiego, który starał się prowadzić umiarkowaną politykę lojalności wobec okupantów a od 1942 r. działał w Armii Krajowej.

Do najuciążliwszych represji wobec mieszkańców okolicznych wsi należały obowiązkowe kontyngenty żywności. Trzeba pamiętać o tym, że wówczas ludność była generalnie biedna i nierzadko nie wystarczało żywności do wykarmienia licznych przecież rodzin. Okupanci nie mieli jednak skrupułów. W wyznaczonym terminie stawiali się po odbiór wyznaczonego kontyngentu. Jeżeli wieś się nie wywiązała nakładali grzywnę.

W ramach represji ograniczono szkolnictwo. Mogły funkcjonować szkoły powszechne, w których uczono czytania, pisania i rachowania. Jeśli chodzi o szkolnictwo średnie to mogły funkcjonować tylko szkoły zawodowe. Zlikwidowano biblioteki, zarekwirowano podręczniki szkolne. Jedną z form przeciwdziałania tym decyzjom była organizacja tajnego nauczania. W związku z kolejnymi ograniczeniami wprowadzanymi przez Niemców już w grudniu 1939 r. Tajna Organizacja Nauczycielska nałożyła na szkoły powszechne obowiązek tajnego nauczania języka polskiego, historii i geografii. Nauczaniem na poziomie szkoły średniej zajęli się przedwojenni nauczyciele, którzy z pobudek patriotycznych, poczucia obowiązku i misji społecznej ale również z przyczyn materialnych, organizowali tajne komplety. Pierwsze pojawiły się już jesienią 1939 r. W Warce kierowali nimi Stanisław Marciniak i Władysław Janus. Ten ostatni kierował wspomnianą już Tajną Organizacją Nauczycielską w powiecie grójeckim. Zajmowała się ona opracowywaniem i rozpowszechnianiem instrukcji programowo oświatowych, kolportażem podręczników i tajnych broszur, udzielaniem pomocy nauczycielom. Fundusze na ten cel pochodziły z dobrowolnego opodatkowania się na ten cel pracujących w szkołach zarówno jawnych, jak i tajnych. Jednym z głównych problemów było zdobycie podręczników. Kupowano je nielegalnie w księgarniach lub antykwariatach. Część uczniów korzystała z podręczników starszego rodzeństwa, których nie oddano w czasie rekwizycji. Warto podkreślić, że do organizacji tajnego nauczania motywowała też chęć młodzieży do nauki. Sukces tej formy nauczania był możliwy dzięki dojrzałości obywatelskiej społeczeństwa. Trzeba pamiętać, ze zarówno nauczyciele, uczestnicy kompletów, jak również osoby, które udostępniały lokale do ich prowadzenia ryzykowali własnym życiem. Aby ocalić księgozbiory biblioteczne przed rekwizycją zasugerowano niszczenie ksiąg inwentarzowych i kart katalogowych, oddanie starych i zniszczonych książek oraz ukrycie lub rozdanie ludności cenniejszych egzemplarzy.

Dosyć wcześnie w Warce zaczęła kształtować się konspiracja. Na początku 1940 r. powstała Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW). Inicjatorem był przedwojenny nauczyciel Marian Podymniak („Andrzej”). W poł 1941 r. komendantem wareckiej NOW został mianowany ppor. rez. Zbigniew Glinicki, a dowódcą 50-osobowego plutonu pchor. Józef Ruszkowski („Florian). Drugą grupę zorganizował nauczyciel Aleksander Gajewski („Maciej”). Zebrał on i zaprzysiągł ok. 25 młodych ludzi tworząc podstawy funkcjonowania ZWZ w Warce.

Jesienią 1940 r. inż. Mech. Antoni Kossobudzki i ppor. Stanisław Myszkowiec („Orzeł”), pracownicy Fabryki Okuć Budowlanych braci Lubert utworzyli organizację o nazwie „Unia”. Jej komendantem został por. rez. Czesław Mituła posługujący się też nazwiskiem Stanisław Kowalski („Ketling”). Grupa liczyła ok. 40 os. Z Warki, Gośniewic i Piaseczna. Do konspiracji należało też wielu pracowników Spółdzielni Rolniczo - Handlowej zwanej Syndykatem.

Poszczególne organizacje przyjmowały nowe osoby, kształciły swoich członków, w miarę możności gromadziły broń.
Od jesieni 1942 r. do wiosny roku następnego trwała akcja scaleniowa organizacji konspiracyjnych. Utworzona rozkazem wodza naczelnego w lutym 1942 r. Armia Krajowa podzielona była na okręgi, które z kolei dzieliły się na obwody. Jeden obwód pokrywał się zazwyczaj z granicami powiatu. Tak więc Warka weszła w skład Obwodu „Głuszec” Grójec Armii Krajowej i stanowiła ośrodek IV. Wszystkich ośrodków obwodu było IX. Komendantem ośrodka Warka został wiosną 1943 r. S. Kowalski („Ketling”). Aresztowany przez gestapo w Gośniewicach, został zastrzelony podczas próby ucieczki. Kierownictwo ośrodka przejął wówczas jego zastępca por. Stanisław Myszkowiec („Orzeł”), a od połowy 1943 r. komendę objął Józef Ruszkowski („Florian”). Jednym z zadań ośrodka było gromadzenie broni, którą zdobywano na okupantach lub kupowano (oczywiście nielegalnie). Stosunkowo duża ilość broni zgromadzona przez żołnierzy ośrodka Warka pozwoliła na podjęcie szeregu działań przeciw okupantowi, a także na prowadzenie szkoleń. Ponadto pracownicy Fabryki Okuć Budowlanych wykonywali brakujące lub uszkodzone elementy broni zgromadzonej przez partyzantów. W 1943 r. wyprodukowano w fabryce dwa prototypowe miotacze ognia. Niestety nie przeszły one pozytywnie prób i nie podjęto ich produkcji na większą skalę. Zadeklarowano natomiast wyprodukowanie kilkunastu egzemplarzy pistoletów typu Sten. Została przygotowana dokumentacja techniczna i za zgodą właściciela fabryki Jerzego Luberta, na nocnych zmianach rozpoczęła się produkcja elementów pistoletu. Niestety broni nie udało się zmontować ponieważ do linii Wisły dotarł front i utworzono przyczółek warecko - magnuszewski a Niemcy zaczęli ewakuację fabryki.

W wareckim ośrodku funkcjonowała Wojskowa Służba Kobiet. Jej członkinie wykonywały elementy oporządzenia wojskowego, przygotowywały paczki do obozów jenieckich w Niemczech, gromadziły lekarstwa i środki opatrunkowe. W ramach WSK Irena Plater z Pilicy zorganizowała 20 osobową żeńską drużynę sanitarną.

Na terenie Warki powołano 4 sekcje Wojskowej Służby Ochrony Powstania. Kierował nimi Franciszek Stolarski. W okresie największego rozkwitu czyli w pierwszym kwartale 1944 r. ośrodek IV Armii Krajowej Obwodu „Głuszec” Grójec liczył 400 członków a około 100 osób nie należących do organizacji czynnie ją wspierało. Na jesieni 1944r. teren Ośrodka IV znalazł się w strefie działań wojennych. Tym samym działania konspiracyjne stały się niemożliwe, wobec czego Komendant Obwodu „Głuszec” Grójec zadecydował o rozwiązaniu ośrodka ( rozkaz z dnia 10.11.1944 r.) .

Warka jak większość małych miasteczek środkowej i wschodniej Polski zamieszkana była w dużej mierze przez ludność żydowską. Przed wojną ich odsetek stanowił ok. 40% ludności. Wkrótce po zajęciu miasta naziści zaczęli represjonować Żydów tak samo jak w innych częściach Polski. W 1940 r. zostało utworzone getto. Po kilku miesiącach, dokładnie 21 lutego 1941 r. Niemcy całą ludność żydowską wyprowadzili na dworzec kolejowy, skąd pociągami wywieźli ich do getta w Warszawie. Zdecydowana większość tych ludzi zginęła później w obozie zagłady w Treblince. Udało się przeżyć tylko nielicznym, którzy korzystając z pomocy życzliwych ludzi ukrywali się do czasu zakończenia okupacji.

Jednym z najtragiczniejszych epizodów dla mieszkańców Warki była „krwawa Niedziela” tj. 25 lipca 1943 r. Wówczas to Niemcy mszcząc się za zabójstwo dwóch warczan podejrzewanych o współpracę z gestapo, zamordowali 12 osób. Dokonali tego wg. przygotowanej wcześniej przy współpracy volksdeutschów listy zawierającej nazwiska kilkudziesięciu osób z różnych warstw społecznych. Wyciągnęli z domów i zamordowali na ulicy 12 osób. Nie wszyscy zginęli od razu, ale rannym nie pozwolono udzielić pomocy. Zwłoki leżały na ulicach do południa. Potem pozwolono je zabrać i urządzić skromne pochówki. Dalszym mordom zapobiegła interwencja starosty z Grójca. Zaistniałe wydarzenia spowodowały szok wśród mieszkańców miasta. Część osób, których nazwiska znajdowały się na niemieckiej liście, wyjechała z Warki. Podczas „krwawej niedzieli” zginęli: Barkowski Henryk (l. 44, burmistrz Warki), Wyrzykowski Zbigniew (l. 46), Wrzesiński Jan (l. 39), Skrzypczak Michał (l. 37), Chodecka Wacława (l. 51), Kierszniewska Antonina (l. 43), Zychowicz Leokadia (l. 64), Zychowicz Władysław (l. 38), Narecka Marianna (l. 60), Narecki Tadeusz (l. 21), Narecka Eugenia(l. 23), Gardasiewicz Paweł (l. 44).

Innym wydarzeniem, które na zawsze zmieniło oblicze miasta i pozostało w pamięci mieszkańców, były walki o przyczółek warecko - magnuszewski i związana z nimi ewakuacja miasta. Walki rozgorzały w sierpniu 1944 r. Niemcy przygotowywali się do nich poprzez zaminowanie części miasta i podpalenie drewnianych zabudowań na Ostrówku co miało im dać widok na to co dzieje się na drugim brzegu rzeki. 26 sierpnia o godz. 8 rano okupanci zarządzili ewakuację. W ciągu dwóch godzin wszyscy mieszkańcy miasta i okolicznych wsi mieli opuścić swoje domy. Trzeba pamiętać, że większość z nich nie posiadała żadnego środka transportu, ponieważ wcześniej konie, a tym bardziej samochody, zostały zarekwirowane. Zdezorientowani ludzie zabierali więc tylko podręczny dobytek udając się w nieznane i nie mając pojęcia kiedy i czy w ogóle będą mogli wrócić do swoich domów. Wszystkimi drogami na zachód ciągnął tłum ludzi. Kobiety otoczone gromadkami dzieci, nierzadko z najmłodszymi na rękach, mężczyźni z tobołkami podręcznego dobytku na plecach szli w nieznane pozostawiając swój dobytek i niezebrane plony na polach. Wg. wspomnień Floriana Ruszkowskiego pomimo niepewności i widma czekającej ich nędzy, ludzie szli w ciszy i skupieniu. Nie rozpaczali. Mieli nadzieję, że wkrótce ich gehenna się skończy. Zakwaterowano ich w głębi powiatu grójeckiego, najczęściej w stodołach i budynkach gospodarczych. Niedożywieni, bez podstawowych wygód sanitarnych, często padali ofiarami chorób np. czerwonki.

W Warce natomiast, po wysiedleniu, Niemcy rozpoczęli rabunek i niszczenie mienia. Codziennie z miasta wyjeżdżały samochody z dobytkiem ruchomym oraz elementami drewnianymi budynków, których później używano do budowy umocnień lub po prostu palono. Trzeba tu też wspomnieć, że wśród rabujących byli również Polacy, którzy chcieli dorobić się na ludzkiej krzywdzie. We wrześniu 1944 r. Niemcy zaczęli wywozić do Rzeszy wyposażenie Fabryki Okuć Budowlanych. Na szczęście Jerzemu Lubertowi udało się ich przekonać do przewiezienia maszyn do Piotrkowa i tym samym pozostały one w Polsce.

Mieszkańcy mogli wrócić do Warki w styczniu 1945 r. to co tu zastali było przerażające. Całkowicie zniszczone miasto, zaminowany teren, brak jakichkolwiek perspektyw. Po niektórych z okolicznych wsi zostały tylko sterczące kominy. Mimo to wracali, żeby być u siebie. Zaczęła się walka o przetrwanie i odbudowę domów.


Słowniczek:

Kenkarta - inaczej karta rozpoznawcza, dokument obowiązujący na terenie Generalnego Gubernatorstwa, wprowadzony zarządzeniem Hansa Franka w październiku 1939r. Do posiadania kenkarty zobowiązani byli wszyscy mieszkańcy GG powyżej 15 roku życia niebędący Niemcami
„na wysiedleniu”- określenie stosowane na czas i miejsce pobytu ludności podczas ewakuacji Warki w okresie VIII 1944 - I 1945 r. na tyle mocno wpisało się w pamięć osób, które je przeżyły, że stało się dla nich cezurą czasową
Volksdeutsche- przed wojną określenie to stosowano do ludności pochodzenia niemieckiego zamieszkałej poza granicami Niemiec nieposiadającej niemieckiego ani austriackiego pochodzenia, w czasie II wojny światowej określano tak ludność wpisaną na niemiecką listę narodowościową tzw. volkslistę, nie będącą obywatelami III Rzeszy

Elwira Zawadzka
Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProIdfb3308df8b

 

128„Kilka partii, jak Grabowskiego, Warszawskie Dzieci, Zielińskiego przeciągnęło przez miasto. Szczególniej była piękną pierwsza: konie kare dobranej maści, umundurowanie zupełne, chorągiewki, lance, belgijskie sztucery czyniły piękny widok, na który serce zatętniło radośnie”. Tak Władysław Matlakowski zapamiętał jeden z powstańczych oddziałów ciągnący przez Warkę. Pochodzący z Warki lekarz i etnograf był świadkiem pamiętnego roku 1863, kiedy to Polacy ponownie chwycili za broń by walczyć z carskim zaborcą o niepodległość. Echa tamtych wydarzeń były dobrze słyszalne przez mieszkańców nadpilickiego grodu. Sama Warka też stałą się areną dramatów, które wstrząsnęły miejscową ludnością.

Zapowiedź tego, że Polacy podejmą z Rosją kolejną walkę o wolność i niepodległość wieszczyły zdarzenia w Warszawie z pocz. lat 60. XIX w. Zamieszki, starcia zbrojne, manifestacje. Krew polskich demonstrantów spłynęła po warszawskich ulicach. Carscy żołnierze mierzyli swoimi karabinami w tłumy osób wychodzących na ulice. Liczono, że protesty wywrą wpływ na Rosję, a osłabione po wojnie krymskiej Imperium wejdzie na drogę ustępstw. Choć zaborcy poszli na pewne kompromisy, to demonstracje okupione śmiercią, nie ustały. Wieści o nich dochodziły do Warki. Wspomniany Władysław Matlakowski zapisał: „Modliliśmy się codziennie za dusze poległych w Warszawie…”.

Kiedy Matlakowski bacznie obserwował rosnące napięcia społeczne, gdzieś poza wzrokiem ogółu działali spiskowcy planujący wywołać powstanie, które miało doprowadzić do odzyskania przez Polskę niepodległości. Organizacja takiego przedsięwzięcia wymagała wielkiej uwagi, odpowiedzialności i czasu. Zakładano, że wybuch zrywu narodowego nie zostanie przeprowadzony wcześniej niż wiosną 1863 r. Jednak na skutek ogłoszonego poboru do armii carskiej datę zmieniono. Powstanie wybuchło w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 r. Polacy ponownie chwycili za broń by walczyć o zrzucenie jarzma zaborców!
Narodowowyzwoleńcza atmosfera odczuwalna była również w Warce. Rąbano i niszczono carskie godła. Powieszono na latarni przed magistratem zdrajcę. Z pewnością też Warczanie niejednokrotnie widzieli krążące po kraju konspiracyjne gazety i pisma.

W powstańcze szeregi wstępowali przede wszystkich mieszczanie i szlachta, ale zachęcano do walki również chłopów. Władysław Matlakowski wspominał: „Widziałem parę wozów dzielnych parobczaków, którzy przygrywając sobie na skrzypcach jechali do partii”. Zapał by pokonać zaborcę był duży, niestety organizacja i przygotowanie pośpiesznie wywołanego powstania pozostawiały wiele do życzenia.
Rzeczywista sytuacja walczących z armią carską nie wyglądała zbyt optymistycznie. Przewaga Rosjan była olbrzymia. Żołnierze carscy górowali nad powstańcami nie tylko liczebnością, ale i wyszkoleniem oraz uzbrojeniem. Taka sytuacja sprawiła, że walka powstańcza ograniczała się do działań partyzanckich, prowadzonych z zaskoczenia.

Okolice Warki, obfitujące w lasy m.in. puszczy stromieckiej, wydawały się zatem idealnym terenem do prowadzenia tego typu walk. Stało się jasne, że kwestią czasu jest kiedy odgłosy starć zbrojnych staną się słyszalne dla mieszkańców miasta. Tymczasem wieści o pierwszych potyczkach docierały do miasta nad Pilicą. Już bowiem 23 stycznia, w nieodległym przecież Grójcu, oddział majora Śmiechowskiego odbił z rąk rosyjskich 12 rekrutów raniąc przy tym kilku żołnierzy carskich. Tego samego dnia w Mogielnicy powstańcy uzbrojeni w strzelby i kosy, na czele których stanął ks. Grzywaczewski, zmusili żołnierzy carskich do wycofania się w kierunku Grójca. Obecna stolica powiatu stała się areną starć również 25 stycznia, kiedy konny oddział ok. 20 powstańców pod dowództwem Juliana Bajera zaatakował carski oddział kawalerii czyniąc w jego szeregach straty w zabitych i rannych, a pozostałych zmuszając do ucieczki. Za to 27 stycznia w Górze Kalwarii powstańcy zmusili żołnierzy rosyjskich do opuszczenia miasta zabijając przy tym jednego z nich.

Pierwsze sukcesy, choć drobne, dodawały animuszu, wlewały nadzieję w serca Polaków. Musieli to odczuwać również mieszkańcy Warki. Wtedy pewnie jeszcze niewielu zakładało smutny koniec powstania. Póki co Warka, nie była bezpośrednim świadkiem tragicznych wydarzeń. Być może dlatego, że stacjonowała tu rota carskich saperów, która stanowiła w tamtym momencie siłę zniechęcającą do bezpośredniego, powstańczego ataku na miasto. Najtrudniejsze chwile związane z powstaniem miały dopiero dla miasta nadejść.

26 kwietnia nadpilicki gród dotykają działania zbrojne. Odnotowuje się, że w mieście, w starciu z powstańcami, żołnierze carscy ponieśli znaczne straty. Niewiele wiadomo więcej o tym zdarzeniu. Dużo lepiej znane są dramatyczne wydarzenia, które nastąpiły na ziemi wareckiej w kolejnych kilku tygodniach. Wiosna była już w pełni. Nadchodził maj, dla mieszkańców Warki i okolic miał się okazać wyjątkowo krwawy.
4 maja w Magnuszewie oddział pod dowództwem ppłk. Władysława Kononowicza rozpędził siły rosyjskie składające się z dwóch rot piechoty, szwadronu dragonów i seciny kozaków, zdo

bywając na nich broń. Tak zaznaczał swoją obecność na arenie działań zbrojnych w najbliższym rejonie Warki partyzancki dowódca, który dziś na ziemi wareckiej jest symbolem walki powstańców styczniowych z carskim zaborcą. Władysław Kononowicz był oficerem armii carskiej, który doświadczenie wojskowe zbierał m.in. na Kaukazie. W powstaniu pełnił funkcję naczelnika na powiat czerski. W widłach Wisły i Pilicy, w trudno dostępnym terenie w rejonie Rozniszewa, założył obóz skąd prowadził wypady na wroga. Zaledwie 10 dni po magnuszewskim starciu jego oddział walczył z Moskalami pod Rozniszewem – jak się później okazało była to największa potyczka powstańcza na ziemi wareckiej. Oddział Kononowicza, który w maju połączył się z partiami Zielińskiego i Jankowskiego, stanowił siłę, której nie mogli lekceważyć Rosjanie. Skierowali zatem przeciwko powstańcom oddział pułkownika Ernrotha liczący ok. 1000 ludzi.

14 maja Moskale w rejonie Rozniszewa starli się z częścią powstańczego zgrupowania. Po krótkiej walce Polacy się wycofali, a zadowoleni z sukcesu Rosjanie rozłożyli w lesie obóz. Wykorzystali to powstańcy, którzy zaatakowali niespodziewających się zagrożenia żołnierzy carskich. Zaskoczenie Rosjan było zupełne. Żołnierze carscy musieli zarządzić odwrót pozostawiając na placu boju 70 zabitych. Straty powstańców wyniosły 22 poległych i 40 rannych. Nie był to jednak koniec walk w rejonie Rozniszewa. Uchodzący z miejsca potyczki Rosjanie weszli do wsi Rozniszew, gdzie wykryli powstańcze magazyny. Zaalarmowany Kononowicz wysłał naprzeciw nim oddział pod dowództwem majora Klima. Rozgorzała zażarta walka. Poległo kolejnych 13 powstańców, których pochowano na rozniszewskim cmentarzu. Starcia pod Rozniszewem wywarły wielkie wrażenie na Władysławie Matlakowskim: „Setki rannych wożono do klasztoru do Warki, Góry [Kalwarii] i Grójca, wielu z ran umarło w drodze, a sale klasztorne zalały się krwią i napełniły chorymi; codziennie kilku umierało, a na cmentarzu przybywało mogił. Całe miasto darło szarpie i szmaty, niosąc wszelką pomoc rannym, których doglądał i leczył zacny dr Majeranowski”.

Wspomnienia Matlakowskiego, we fragmencie dotyczącym liczby rannych zapewne jest przesadzone, jednak bój musiał wywołać nie tylko w przyszłym lekarzu wielkie emocje. Tragizm powstańców powoli miał się stawać coraz widoczniejszy. Zaledwie 4 dni po rozniszewskim boju pod Nową Wsią koło Warki rozbity został oddział Grabowskiego. Ścigany przez Moskali przez kilka dni i nękany przez nich atakami przeprawił się w rejonie podwareckich Lechanic na północny brzeg Pilicy. Powstańcy udręczeni trudami marszu zasnęli kamiennym snem w Nowej Wsi, którą obrano za miejsce odpoczynku. Zmęczenie było tak duże, że w dalszą drogę wyruszyli z kilkugodzinnym opóźnieniem. Wykorzystali to Moskale, którzy zaatakowali powstańców gdy Ci ledwie opuści wiejskie zabudowania. Od zupełnej klęski uratowało partyzantów opanowanie dowódcy, który zdołał wyprowadzić z miejsca potyczki 100 kawalerzystów, ok. 50 strzelców wraz z żuławami i niemal 200 kosynierów. Niektórzy z ocalałych z potyczki szukali schronienia wśród okolicznych mieszkańców oraz w Warce. Nic dziwnego zatem, że po domostwach żołnierze carscy przeprowadzali rewizje wzbudzając w ludności strach.

Starcie z 18 maja 1863 r. na stałe zapisało się w historii ziemi wareckiej. Pamięć o nim kultywuje Szkoła Podstawowa im. Bohaterów Powstania Styczniowego 1863 r. w Nowej Wsi. Trwają starania lokalnych miłośników historii o przebadanie terenów związanych z miejscem bitwy. Kto wie, być może za jakiś czas uda się odnaleźć nieznane wcześniej miejsca pochówku poległych w boju lub też artefakty bitewne. Ileż ciekawsze byłyby muzealne lekcje dla najmłodszych prowadzone przez wareckie Muzeum gdyby móc pokazać im np. zachowaną po powstańcach kosę przygotowaną do osadzenia na sztorc.

Ci z powstańców, którzy pod Nową Wsią dostali się do carskiej niewoli nazajutrz mieli jeszcze znaleźć się w samym środku bitewnego zgiełku. Prowadzeni przez Rosjan ku Warszawie z pewnością nie liczyli na łaskę zaborcy. Tymczasem pod Chojnowem niespodziewanie kolumna z jeńcami została zaatakowana przez powstańców z oddziału Władysława Kononowicza. Dowódca, tak dobrze znany w rejonie Warki, na wieść o starciu pod Nową Wsią podjął decyzję o odbiciu jeńców. Zasadzka, choć początkowo wywołała zamieszanie w szeregach żołnierzy carskich, nie przyniosła niestety oczekiwanego skutku. Powstańcy nie zostali uwolnieni.

Ludzie Kononowicza pod Chojnowem po raz kolejny dali się we znaki Moskalom. Stało się zatem jasne, że Rosjanie zrobią wiele, by rozbić oddział obozujący na południe od Warki. Pod koniec maja w Warce zjawiło się wojsko carskie gotowe do ostatecznego porachunku z krnąbrnym dowódcą powstańczym. Po odpoczynku w nadpilickim grodzie Rosjanie wyruszyli na południe, na spotkanie z partią Kononowicza…

1 czerwca 1863 r., w okolicach Grabowskiej Woli, Władysław Kononowicz w obliczu zagrożenia ze strony wojsk rosyjskich wydał rozkaz rozpuszczenia oddziału i zebrania się w nowym miejscu zbornym. Nie przypuszczał, że już nigdy więcej nie wyda komendy dla powstańczych szeregów. 2 czerwca został pochwycony wraz ze swoimi adiutantami Edmundem Nałęcz-Sadowskim i Feliksem Łabędzkim przez Rosjan w Zawadach koło Jedlińska. Kolejny jego adiutant, pochodzący z Grabowa nad Pilicą Władysław Komornicki, podczas próby ucieczki został zabity przez Rosjan. Powstańczego dowódcę wraz z towarzyszami przetransportowano do Warki, gdzie odbył się sąd wojenny skazujący ich na karę śmierci. 4 czerwca, w przypadającą wówczas uroczystość Bożego Ciała, skazańców wyprowadzono na nadpilickie błonia i tam rozstrzelano na oczach zasmuconego i przygnębionego tłumu mieszkańców. Rosjanie nie pozwolili nawet na skorzystanie przez pojmanych z posługi księdza. Warecka egzekucja i bezwzględność z jaką została przeprowadzona odbiła się szerokim echem na ziemiach polskich. Krakowski dziennik „Czas” tak relacjonował wydarzenie i zachowanie rosyjskiego dowódcy Meller-Zakamelskiego: „Kononowicza, Sadowskiego i Łabędzkiego w Boże Ciało rozstrzelał. Trzy słupy stały obok siebie i trzech męczenników pod nimi padło. Ludności nie pozwolił pójść na procesję Bożego Ciała, lecz zagnawszy ją na plac egzekucji nahajkami, latał jak wściekły i wołał: ˂˂Tak się mszczę za nieprzyjęcie carskiej amnestii. Gdy trzeci raz przyjdę do Warki, nie zostawię kamienia na kamieniu i wszystkich powywieszam˃˃”.

Rosjanin swojej groźby na szczęście nie spełnił, ale przykrych reperkusji mieszkańcy miasta i tak doświadczyli. Już dzień przed egzekucją Moskale aresztowali ks. Agrypina Konarskiego, spowiednika i żołnierza z oddziału Kononowicza. Z Warki przewieziono go do Warszawy, gdzie wkrótce został powieszony. Niedługo później uwięziono również jednego z wareckich franciszkanów – ojca Alfonsa.
Wraz z likwidacją oddziału Kononowicza straciły na intensywności walki w najbliższym rejonie nadpilickiego grodu. Powstanie nadal trwało, ale trudno było mówić o entuzjazmie kiedy zbierało coraz tragiczniejsze żniwo. W samej Warce doszło do starć jeszcze we wrześniu 1863 roku kiedy to oddział powstańczy spalił koszary. W październiku powstańcy w poszukiwaniu żywności przybyli do podwareckiego majątku w Winiarach, a z wareckiej bożnicy mieli wziąć pewną sumę rubli. Niewiele później potykali się z Rosjanami w okolicach Magnuszewa przy próbie przedostania się w lubelskie. Jeszcze w lutym 1864 roku dochodziło do starć w rejonie Grójca, Góry Kalwarii i Głowaczowa. W okolicach tego ostatniego, pod wsią Lipa, wycieńczony oddział „Dzieci Warszawskich” został zupełnie rozbity przez wojsko carskie. Z 220-osobowego oddziału uchroniło się od zguby zaledwie kilkadziesiąt osób. Reszta zginęła, została ranna lub dostała się do carskiej niewoli.

Powstanie upadało. Jednocześnie narastały represje carskie, które i tak dawały się we znaki od dłuższego czasu. Wymieniane wcześniej aresztowania ks. Agrypina Konarskiego i franciszkanina Alfonsa nie były jedynymi tego typu działaniami zaborcy. W drugiej połowie 1863 r. ks. Grodzicki, warecki proboszcz, został skazany za współpracę z powstańcami na 10 lat katorżniczych prac na Syberii.
Rosjanie dążyli do pochwycenia osób zaangażowanych w działania powstańcze. Jeden z poszukiwanych przez nich powstańców, dezerter z wojska rosyjskiego, mający podobno matkę Żydówkę ukrywał się w wareckiej bożnicy. Innemu, 18-letniemu wówczas mieszkańcowi Warki Józefowi Manczarskiemu, nie udało się skutecznie schronić i dostał się w ręce Rosjan. Obito go okrutnie na rynku i uwięziono chcąc wyciągnąć od niego nazwiska towarzyszy broni. Ten jednak, pomimo tortur, nikogo nie wydał. Bezskuteczne były carskie metody przesłuchań stosowane na wareckim młodzieńcu. Z braku zeznań obciążających za działalność powstańczą, został wypuszczony na wolność. Inaczej sytuacja potoczyła się w przypadku Andrzeja Wojciechowskiego, mieszkańca Warki, który w powstaniu pełnił funkcję m.in. żandarma wieszającego, a więc człowieka, który z ramienia władz powstańczych wykonywał wyroki śmierci na zdrajcach. Wojciechowski został skazany na 12 lat katorgi w syberyjskich kopalniach. Identyczny wyrok od władz carskich otrzymał Wojciech Grabowski ze wsi Kalina. Moskalom narazili się również mieszkający w napilickim grodzie Walenty i Ludwik Ostrowscy, którzy trafili do aresztu m.in. za złe wyrażanie się o władzach carskich.

Prześladowani byli przez Moskali i wareccy franciszkanie. Wspierali oni powstańców, odprawiali w ich intencji msze. Rewidowani, bacznie obserwowani, musieli ostatecznie w listopadzie 1864 r. opuścić Warkę. Zaborcy bowiem dokonali kasaty klasztoru. Żołnierze rosyjscy przejęli to miejsce i poczuli się w nim bardzo swobodnie. Tak bardzo, że pozwalać sobie mieli na hałaśliwe zabawy i uczty w murach klasztornych, które niejednokrotnie kończyły się strzelaniem z pistoletów do wazonów ulokowanych na szczytach gmachu oraz drzwi wiodących do dawnego chórku kościelnego. Okres kasaty klasztoru to również moment w którym mocno ucierpiała biblioteka klasztorna. Wiele cennych książek, podobnie jak i innych wartościowych obiektów, zniknęło wówczas bezpowrotnie.
Choć zbiory biblioteki franciszkańskiej przepadły, to na szczęście do naszych czasów przetrwał

y wareckie księgi z aktami metrykalnymi, m.in. z owego pamiętnego roku 1863. Warto się przyjrzeć zgonom odnotowanym po 14 maja, a więc po boju pod Rozniszewem. Wpisy dotyczące kilku młodych osób, mężczyzn nie pochodzących z Warki, mogą przyciągnąć uwagę ciekawych lokalnej historii. Czy to byli powstańcy walczący pod Rozniszewem i Nową Wsią, którzy na zawsze spoczęli na ziemi wareckiej? Może zmarli na skutek ran odniesionych w tych bitwach? Czy to m.in. dla nich darto szarpie? Niewykluczone. W aktach odnajdziemy m.in. informacje o zmarłych 15 maja 28-letnim Józefie Baranie i 19-letnim Władysławie Piliszu, zmarłym 16 maja 23-letnim Michale Węgrzynku oraz zmarłym 17 maja 22-letnim Karolu „bez nazwiska”. W dokumencie zgonu każdej z tych osób odnotowano: „o zamieszkaniu także i Rodzicach jego nie masz żadnej wiadomości”. Być może uda się kiedyś ustalić czy byli powstańcami walczącymi w okolicach Warki . Rzecz bez wątpienia warta zbadania. Silna jest bowiem w Warce pamięć o tamtym tragicznym czasie.

Walki powstania styczniowego na ziemi wareckiej wrosły w miejscową tradycję historyczną. Natrafimy w mieście na ulice Powstańców 1863 r., ppłk. Władysława Kononowicza i Józefa Manczarskiego. Ten ostatni miał szczęście dożyć wolnej i niepodległej Polski, o którą walczył jako młody człowiek. Otoczony szacunkiem przez mieszkańców Warki działał na rzecz pamięci o swoich dawnych towarzyszach broni na czele z dowódcą ppłk. Kononowiczem. Pogrzeb Manczarskiego w 1926 r. przeistoczył się w Warce w manifestację patriotyczną. Niestety nie było mu dane doczekać usypania na wareckich błoniach przez Ochotniczą Straż Pożarną, w miejscu egzekucji przeprowadzonej 4 czerwca 1863 r., pamiątkowego kopca, przy którym odbywają się uroczystości poświęcone powstaniu styczniowemu. Stało się to bowiem niedługo po jego śmierci. Społeczeństwo Warki niezłomnemu Manczarskiemu ufundowało pomnik na miejscowym cmentarzu. Na nim też spoczywa inny weteran powstania styczniowego mjr Marcin Ropelewski, który po powrocie z syberyjskiego zesłania osiadł w Warce u boku swojej córki pełniącej w mieście obowiązki nauczycielki.
Ślady powstania styczniowego odnajdziemy nie tylko na wareckim cmentarzu. Nekropolia w Rozniszewie również kryje szczątki powstańców. Pomnik upamiętniający ich walkę i obecność na tych terenach znajduje się nieopodal Rozniszewa, w Kępie-Anielin, miejscu dawnego obozowiska oddziału Władysława Kononowicza, w Nowej Wsi-Gołębiowie oraz podwareckiej Pilicy. Miejsc „pomnikowych” byłoby więcej gdyby przed II wojną światową udało się zrealizować zamiar wystawienia w Warce monumentu zaprojektowanego przez ... inż. arch. Kononowicza, wnuka powstańczego dowódcy. Nigdy jednak nie udało się zrealizować tego planu.

Dziś mamy to szczęście, że możemy upamiętniać walkę Polaków o niepodległość. Mówić o niej i pisać. Przypominać tych, którzy często jedynie z kosą osadzoną na sztorc porywali się na doskonale uzbrojonych żołnierzy Imperium Rosyjskiego. Dla wielu oceniających była to walka z góry skazana na porażkę, dla innych przykład gorącego patriotyzmu, którego znaczenia nie mogą umniejszyć nawet nasilające się popowstańcze represje wobec Polaków. Wzrost negatywnej polityki zaborcy wobec Polaków po narodowym zrywie niepodległościowym dostrzegał zasłużony warecki dziejopis, ks. Marceli Ciemniewski, któremu pod koniec XIX w. przyszło objąć parafię w Warce i zafascynować się miejscową historią, również tą dotyczącą powstania styczniowego.

Karol Kucharski

Słowniczek:

partia – w powstaniu styczniowym oddział partyzancki
rota – oddział żołnierzy w wojsku rosyjskim. Nazwa ta występowała również w dawnym wojsku polskim i odpowiadała kompanii
szarpie – używany dawniej materiał opatrunkowy, otrzymywany z ręcznie wyskubywanych kawałków płótna lnianego

 

Czy wiesz, że…
Po powstaniu styczniowym władza zaborcza dała mieszkańcom Warki do wyboru: kwaterunek w Warce żołnierzy carskich lub zsyłkę do miasta pobytników, tj. osób przysyłanych do danego miejsca za karę. Z dwóch złych rozwiązań Warczanie wybrali to drugie. Niestety pobytnicy dawali się we znaki mieszkańcom miasta oraz okolic. W sierpniu 1885 r. Gazeta Radomska informowała: „Pobytnicy miasta Warki razem z włóczęgami tegoż miasteczka w liczbie około 30 ludzi dokonywają na las w sąsiednim majątku Cychry od dni kilku uorganizowane napady. Uzbrojeni w broń palną, noże, kije grożą straży leśnej śmiercią, w razie gdyby im kto stawiał opór. Pogróżki nie są daremne, gdyż straż codziennie z lasu wypędzają, a dnia dzisiejszego jeden z napadających kolnął trzy razy nożem gajowego, który grubo ubrany, temu jedynie zawdzięcza, iż nie poniósł szwanku. Celem napadów są grzyby, których w tym lesie dużo codziennie wyrasta”.

 

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProIdef501fb5a4

 

01 Jozef PulaskiKiedy w roku 1732 starostwo wareckie objął w posiadanie niespełna trzydziestoletni Józef Pułaski herbu Ślepowron, wieść ta lotem błyskawicy musiała rozprzestrzenić się po okolicy, szczególnie wśród szlachty. Młody adwokat udzielający się politycznie i pochodzący z odległej – z punktu widzenia Warczan – wsi Pułazie, był ciekawą osobą, która szybko pięła się po szczeblach kariery, umiejętnie zyskując poparcie wśród wpływowych rodów. Przyszłość pokazała, że dał on początek kolejnej wielkiej historii, której tłem stała się Warka.

Wyniszczające wojny, które spustoszyły teren Rzeczypospolitej w XVII w. sprawiły, że w kolejne stulecie Polska wchodziła osłabiona. Podupadły miasta i wsie. Dynastia Wettynów, która objęła polski tron po śmierci „Lwa Lechistanu”, pogromcy Turków – Jana III Sobieskiego, nie wzmocniła pozycji kraju na arenie międzynarodowej. Drogo kosztowały Polskę sny o potędze Augusta II Mocnego. Nowy monarcha, prowadzoną przez siebie polityką, sprowadził na Polskę już na początku swojego panowania kolejne wojenne nieszczęścia. Krajem co chwila targały zamieszki i niepokoje. Król, rodem z Saksonii, stracił nawet na pewien czas koronę. Obce wojska panoszyły się na polskich ziemiach. Sojusznicy Augusta II, Rosjanie, grabili kraj czyniąc w nim spustoszenie. Dramatyczne wydarzenia nie ominęły widocznie i Warki, skoro jeden z im współczesnych, wareckich zakonników, prawiąc w kazaniu o końcu świata powiedział: „Jeżeli Moskal nasz sprzymierzeniec i przyjaciel tak sobie z nami poczyna, cóż tedy czynić będzie diabeł, który przy końcu świata przyjdzie mając gniew wielki?”

W takim to właśnie czasie, w 1704 r., przyszedł na świat Józef Pułaski. Pochodził z rodziny drobnoszlacheckiej, katolickiej, której członkowie nie raz bronili ojczyzny przed nieprzyjacielem. Józefowi nie dane było czerpać pierwszych życiowych nauk od ojca bo ten zginął pod Kaliszem, niespełna dwa lata po jego narodzinach, w bitwie będącej doskonałym odzwierciedleniem panującej w tamtym czasie sytuacji: walki stronnictw politycznych, swarów społecznych i mieszania się państw ościennych w wewnętrzne polskie sprawy.

W tamtym czasie nikt z rodziny Pułaskich nie mógł przypuszczać, że owe dziecię-półsierota zwiąże swoje losy z leżącą nad Pilicą Warką, a jego osoba stanie się jedną z pierwszoplanowych postaci środowiska szlacheckiego drugiej połowy XVIII w. Zapewne nikt wówczas nie zakładał, że w myśl tradycji rodzinnej chwyci za broń i poprowadzi kolejne pokolenie Pułaskich – na czele z synem Kazimierzem - do sławy na polach bitew w imię obrony wolności i wiary katolickiej.

Zanim jednak do tego doszło Józef Pułaski odebrał wykształcenie, które pozwoliło mu na rozwijanie kariery adwokackiej. Jednocześnie prowadził działalność polityczną. Współpracował najpierw z Janem Klemensem Branickim, a następnie poparcie odnalazł wśród Czartoryskich. To oni pomogli mu w 1732 roku objąć starostwo wareckie. Od tej chwili, aż po kres swojego życia mógł się dumnie tytułować Panem Starostą Wareckim! Nie była to jedyna funkcja jaką mógł się pochwalić. Zgromadził ich wiele, tak jak dóbr rozsianych w różnych zakątkach kraju. Określeniem starosty wareckiego tytułowano go jednak nader często sprawiając, że z Warką utożsamiany był najmocniej. I to właśnie jako starosta warecki został zapamiętany przez historię.

Czym zatem było owo starostwo wareckie, które w posiadanie objął szlachcic rodem ze wsi Pułazie? W Encyklopedii Staropolskiej Z. Glogera wydanej na początku XX w. czytamy: „W miarę czy w starostwie był gród i sądownictwo, lub nie było go, starostowie byli „grodowi” lub „niegrodowi”, tak jak starostwa „grodowe” i „niegrodowe”.

Pojęcia obecnego starostwa czy też starosty są nam świetnie znane. Są one związane z jednostką samorządu terytorialnego nazywaną powiatem. Wielokrotnie wiele spraw urzędowych załatwiamy w siedzibach powiatów, czyli starostwach, w których najważniejszą funkcję pełni – wybierany przez Radę Powiatu - starosta.

W epoce przedrozbiorowej funkcja starosty wyglądała inaczej. Z założenia miała to być osoba, która nabywała lub otrzymywała starostwa ze względu na zasługi względem kraju, stąd nazywano je „chlebem dobrze zasłużonych” [panis bene merentium]. Idea była znakomita. W praktyce jednak dochodziło do sytuacji, w których starostwa obejmowały osoby korzystające z poplecznictwa, czy też mogące poszczycić się znacznym zasobem środków finansowych. Często niestety nie mieli oni wiele wspólnego z zasługami dla kraju. Starostwa kusiły wielu. Grodowe zapewniały bowiem wysoką godność, a niegrodowe pokaźne dochody. Reasumując, starosta był rządcą dóbr królewskich. Do jego zadań odwoływał się ks. Marceli Ciemniewski w „Dziejach miasta Warki”. Warecki duchowny przypominał, że starosta miał do odegrania ważną rolę w wyborach na burmistrza. On to, po głosowaniu odbytym w magistracie, a poprzedzonym jeszcze gremialnym udziałem społeczności w mszy świętej, zatwierdzał na urząd stosownego kandydata. Siedziba władzy burmistrza odgrywała zresztą ważną rolę w życiu obywateli Warki. Tu odbywały się m.in. sądy magistrackie przynajmniej do roku 1750, kiedy to ratusz miał popaść w ruinę.

Smutny koniec dawnego wareckiego magistratu nadszedł jednak niemal dwadzieścia lat po tym, jak Józef Pułaski wszedł w dysponowanie starostwem. Jaką zobaczył wówczas Warkę? Z pewnością zwrócił uwagę na opłakany stan franciszkańskich zabudowań. Z powodu tragicznych dziejowych wypadków budowa kościoła zakonników nie postępowała do przodu, a klasztor był zaniedbany. Przypuszczalnie przy wareckim kościele działała szkółka parafialna, prowadzona przez miejscowe duchowieństwo, jak to i w wielu innych miejscach bywało. Do niej to zapewne skierował pobożny warecki starosta swoje dzieci na pierwsze nauki. A czego tam uczono? „(…) pacierza, czytać, pisać, rachować, bojaźni Boskiej a przyjaźni ludzkiej, a nadewszystko wpajano w umysły dziatek zasady religji i dobrych obyczajów”.

Raczej już nie spotkały tam ojca Rafała Chylińskiego, obecnie błogosławionego, który swego czasu pełnił posługę duszpasterską w Warce. Ten wyjątkowy zakonnik zasłynął nie tylko z głoszenia kazań, ale również ze wspierania ubogich. W latach 20. XVIII w. opuścił Warkę by głosić Słowo Boże m.in. w Łagiewnikach. W nadpilickim grodzie rodzina Pułaskich mogła za to poznać o. Paulina Sękowskiego, który dokończył budowę kościoła franciszkańskiego i położył wielkie zasługi dla miejscowej wspólnoty zakonnej.

Należy zakładać, że starosta wielokrotnie gościł tak w kościele, jak i w budynkach klasztornych. Z zabudowań tych już niedaleko było do drewnianego wówczas mostu na Pilicy, zlokalizowanego gdzieś między obecną ulicą Ogrodową, a Winiarami. Nim to pan Pułaski wielokrotnie musiał przekraczać rzekę w drodze do swoich majątków rozpościerających się na południu. O dobrych drogach nie mogło być wówczas mowy, więc po leśnych i polnych traktach podróżował konno. Całą Warkę mógł jednak obejść bardzo szybko piechotą. Miasto było wówczas zdecydowanie mniejsze niż obecnie.

Ciekawe czy Józefowi Pułaskiemu zdarzało się korzystać z usług wareckich szewców? W XVIII w. cech szewski – choć handel i rzemiosło podupadło - nadal odgrywał pewną rolę w nadpilickim grodzie. Ksiądz Ciemniewski podkreślił jego związki z kościołem i dbanie starszych cechu nie tylko o kwestie materialne, ale i o sprawy natury moralnej. Być może fachowość wareckich szewców trafiła w gusta starosty. Pewności jednak co do tego, czy zdarzyło mu się nabyć u nich nowe, wygodne baczmagi mieć nie możemy. Takowe z pewnością były mu potrzebne, skoro znaczną cześć czasu spędzał w podróżach. A to posłował na sejmach, a to wyjazdów wymagały inne sprawy natury politycznej lub też zwyczajnie objeżdżał włości i dobra, o granice których - jak przystało na prawdziwego sarmatę - dbał. W jednym z datowanych na XIX w. dokumentów przechowywanym w Archiwum Państwowym w Radomiu czytamy, że w lasach puszczy stromieckiej, rozciągających się zaraz na południe od Warki istniały „Sosny wielkie ciosy mające, ieszcze przez niegdy[ś] W[ielmożnego] Starostę Puławskiego porobione”. Zaciosy te pokazywały dokąd sięgają rządy pana Pułaskiego nad ziemią, której mieszkańcy – jak wskazują zachowane akta – dobrze go zapamiętali.

Wydaje się, że Józef Pułaski ze swojej funkcji starosty wareckiego musiał wywiązywać się co najmniej poprawnie, skoro przez ponad trzydzieści lat, aż po kres swojego życia, mógł się nią szczycić w zmieniających się przecież dynamicznie warunkach politycznych. Hasło „starosta warecki” na trwałe splotło się z jego postacią stając się tym samym ważną częścią miejscowej spuścizny historycznej. Pomogła w tym nie tylko tradycja lokalna czy zapisy w źródłach, ale i literatura. Już w XIX-wiecznej powieści „Pułascy” autorstwa Stanisława i Leona Chrzanowskich na czoło wysuwa się określanie Pułaskiego starostą wareckim. Stamtąd też nieco więcej możemy dowiedzieć się (choć tylko hipotetycznie) o jego wyglądzie i cechach:

„Według podań współczesnych, był to mąż niewielkiego wzrostu, przyjemny, gościnny, szczery, śmiały, energiczny, poczciwy, dobry prawnik, doskonale znający sprawy krajowe, ale nie mający wyobrażenia o sprawach zagranicznych i polityce mocarstw europejskich nawet sąsiednich. Przytomny i logiką celujący mówca, mówił płynnie a powoli i przeplatał mowę przypowieściami (…). Pułaski nosił strój polski, a w czasie konfederacyi barskiej miał już włos i wąs siwy”.

Nieco inaczej obraz Pułaskiego odmalowano w niewielkiej popularnej publikacji biograficznej wydanej w 1889 r. nakładem Towarzystwa imienia Stanisława Staszica ze Lwowa: „Wysoki, silnie zbudowany, z podniesioną do góry głową miał minę prawdziwie senatorską”.

Dziś już nie warto się spierać czy był to człowiek niewielkiego czy jednak wysokiego wzrostu. Faktem jest, że musiał mieć silną osobowość, skoro stanął na czele konfederacji barskiej - szlacheckiego zrywu zbrojnego zawiązanego w 1768 r. w imię obrony wolności i wiary katolickiej. Poprowadziła go do tego obrana droga polityczna. Kręta i wyboista. Komuś bowiem, kto wysuwa się na czoło frakcji politycznej i rozpoczyna intensywne zabiegi dla poparcia swych działań wrogów, nigdy nie zabraknie.

Józef Pułaski musiał zdawać sobie sprawę, że wiele ryzykuje angażując się w działalność polityczną, która zwracała uwagę przedstawicieli mocarstw sąsiednich bacznie monitorujących polskie sprawy. Z biegiem czasu wzrastała przecież jego fortuna i posłuch wśród braci szlacheckiej. Majątek stawał się coraz większy: także dzięki ożenkowi z Marianną z Zielińskich, która wniosła mu w posagu m.in. dobra w okolicach Warki. W rejonie Pilicy i Radomki zgromadził zatem włości, które nie tylko były królewskimi dzierżawami, ale i dobrami prywatnymi. Posiadał w tych stronach m.in. Grabów czy Goryń. Zachowały się nawet jego listy pisane w tych miejscowościach. W aktach metrykalnych parafii wareckiej przetrwały zaś wpisy dotyczące córek i synów starosty Pułaskiego. O tych dokumentach i ich zawiłej historii można by napisać odrębny, niezwykle zresztą ciekawy, artykuł.

Związki Pułaskich z nadpilickim grodem potwierdza również ks. Marceli Ciemniewski przytaczając interesujące, lokalne podania jak choćby to, według którego przed 1765 r. Józef Pułaski miał wystawić niedaleko południowego brzegu Pilicy kościółek św. Barbary. W 1765 r. ślub w majątku w podwareckich Winiarach brała jedna z jego córek o czym zawiadamiała nawet prasa warszawska! Żona Pułaskiego występuje też w aktach okolicznych parafii jako matka chrzestna. Zakłada się też, że rodzina Pułaskich była członkiem działającego przy wareckiej parafii bractwa św. Józefa.

Józef Pułaski potrafił zatem poradzić sobie w życiu konsekwentnie budując swoją pozycję polityczną i gospodarczą. Cieszył się przy tym z licznego potomstwa i wzrostu swojej popularności w kręgach szlachty. Patrząc na rozwój sytuacji politycznej niejednokrotnie z perspektywy majątku w podwareckich Winiarach, który był jedną z jego siedzib, obserwował pogarszającą się sytuację Polski. W imię wyznawanych przez siebie wartości rzucił więc na szalę wszystko co posiadał i porwał masy szlacheckie do walki o wiarę i wolność.

Starosta warecki zaangażowanie w konfederację barską okupił śmiercią. Zmarł w 1769 r. wtrącony do aresztu w Kopance nad Dniestrem na skutek wewnętrznych intryg w łonie konfederatów. Wysoką cenę za udział w walkach konfederackich zapłacili jego synowie. Najstarszy – Franciszek (mogący się poszczycić wójtostwem wareckim) zginął w jednej z potyczek; drugi z kolei – Kazimierz, słynny obrońca twierdzy jasnogórskiej i przyszły generał rewolucji amerykańskiej, musiał Polskę opuścić po upadku konfederacji; najmłodszy – Antoni, trafił do niewoli rosyjskiej. Nic dziwnego zatem, że tak tragiczna historia sprawiła, że narrator w jednej z XIX-wiecznych, literackich opowieści tak kształtuje reakcje dawnego towarzysza mości Pułaskiego: „Przechodziłem w myśli każde słowo pana Dynowskiego, jego radość, kiedyśmy pili zdrowie starosty Wareckiego, żal, kiedy mówił o przedwczesnym zgonie starosty, a jakąś zawziętość, kiedy pił na pohybel wrogom jego”.

Ciężar radzenia sobie z trudną, pokonfederacką, sytuacją rodzinną spoczął zatem na Mariannie Pułaskiej, na którą – prawem dożywocia – przeszły dobra męża. Warka w tamtym czasie prezentowała się skromnie. Według powstałej zaledwie kilka lat wcześniej lustracji, w 1765 r., miasto posiadało zaledwie 24 domy, a obywatele jego byli „nędzni i ubodzy”. Położony nad Pilicą gród mógł się pochwalić kilkoma kościołami, ale część z nich wówczas to „małe, drewniane kapliczki świadczące o uczuciach religijnych mieszkańców”. Co prawda niewielka mapa Warki datowana na nieco późniejszy okres (ok. 1792 r.) i przechowywana w zbiorach berlińskiej biblioteki nie sugeruje aż tak smutnego obrazu miasta jak przedstawia to ww. lustracja, ale nie ma się co oszukiwać, Warka podupadła tak jak i cała Rzeczypospolita. W drugiej połowie XVIII w. próżno było doszukiwać się prężnej działalności piwowarów niegdyś rozsławiających gród.

Zachowały się informacje, że w 1771 r. Marianna Pułaska z wareckiego starostwa opłacała „kwarty złp. 665 gr. 18 a hyberny złp. 2337 gr. 27”. Są przesłanki, że jeszcze w latach 80. XVIII w. odgrywała pewne znaczenie w życiu samorządowym i gospodarczym Warki, choć na mocy decyzji sejmowej z 1773 r. starostwo wareckie miało przypaść w udziale Ignacemu Rychłowskiemu. Starania o przejęcie tych dóbr nie mogą dziwić. Pozycja rodziny Pułaskich w państwie, którego głową był król Stanisław August i z którym „nie po drodze” było m.in. najsłynniejszemu z rodziny - Kazimierzowi, była słaba. Pomimo, że w królewskie łaski starał się wkupić Antoni Pułaski, organizując w 1776 r. całonocną iluminację Warki z okazji imienin monarchy, to lata świetności rodu odchodziły do przeszłości. Marianna zmarła w 1791 r. nie doczekawszy pojawienia się w Warce Naczelnika Tadeusza Kościuszki z wojskiem i nie będąc świadkiem ostatniego rozbioru Polski, który wkrótce podzielił nadpiliczne włości związane z Pułaskimi pomiędzy Prusy i Austrię. Kres XVIII w. przyniósł nowy ład i porządek w Europie Środkowej. Niespodziewanie w XIX wiek Warka wchodziła jako miasto przygraniczne. Kiedy na zajętych polskich terenach kształtowała się nowa administracja zaborców, w podwareckich Winiarach, w 1797 r., przyszedł na świat Piotr Wysocki, który miał w przyszłości zainspirować społeczeństwo do walki w imię suwerenności Polski. To już jednak zupełnie inna historia…

Karol Kucharski

 

Słowniczek:

Baczmagi - rodzaj obuwia z cholewami i lekko zadartymi noskami. Szyte według wzorów wschodnich. Popularne w XVII i XVIII wieku m.in. wśród szlachty.

Hyberna - danina pieniężna pobierana w dawnej Polsce z dóbr królewskich i duchownych przeznaczona na opłacenie żołdu wojska w zimie. Hyberna obciążała obok kwarty kieszeń starostów i dzierżawców, ponieważ pobierana była z królewszczyzn.

Kwarta - ustanowiona w 1563r. coroczna wpłata 1/4 dochodów z dóbr królewskich (od 1567r. tylko 1/5), przeznaczona na utrzymanie wojska zaciężnego (dlatego zwanego kwarcianym)

Lustracja – kontrola stanu majątkowego i dochodowości dóbr królewskich

Sarmaci – ludy koczowniczo-pasterskie przemieszczające się przed setkami lat z terenu Azji na obszar Europy. Do legendy przeszła ich bitność oraz umiłowanie wolności i niechęć do zwierzchności. W okresie staropolskim rozwinęła się formacja kulturowa tzw. sarmatyzmu, który zakładał m.in., że polska szlachta wywodzi się od owych bitnych Sarmatów.

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProId6a727b09fa

 

004 harcerze„W początkach listopada 1918 r. wieczorem rozległy się strzały karabinowe i młodzież warecka rozbroiła żołnierzy niemieckich, toż jednocześnie uczyniono w całym kraju jakby za danym sygnałem. Ludność na ogół humanitarnie się zachowywała względem swych dręczycieli” – pisał w „Dziejach miasta Warki” ks. Ciemniewski, zakończył się ponad 3-letni okres niemieckiej okupacji miasta.
Dla odrodzonej RP rozpoczynał się niezwykle trudny okres tworzenia struktur państwa na ziemiach złożonych z trzech odmiennych zaborów, okres walki o granice - wschodnią z sowietami, południową w ciężkich bojach powstań śląskich.

Na przełomie wieków Warka była nieco ponad 5-tysięcznym miastem, przed wybuchem I wojny światowej liczba mieszkańców wzrosła do prawie sześciu tysięcy (5940 w 1910 r.). Okres wojny i związane z nią procesy (migracje, zgony) spowodowały drastyczny spadek liczby mieszkańców Warki. Po jej zakończeniu, u progu dwudziestolecia miasto liczyło 4306 mieszkańców (1921 r.). W okresie tym największą grupą wyznaniową byli Żydzi – w 1921 r. stanowili 50,5 procent społeczeństwa (2176 ), na drugim miejscu byli katolicy (1944), pozostali to ewangelicy (175). W mieście znajdowało się 306 budynków. W ciągu kolejnych siedemnastu lat miasto dość dynamicznie powiększyło liczbę ludności. W 1938 r. w Warce żyło 5600 osób. Wśród tej liczby 3222 stanowili katolicy (57,5%), 2173 Żydzi (38,8%), ewangelicy i prawosławni 205 (3,7%). Liczba budynków mieszkalnych wzrosła do 451. W obrębie miasta wytyczonych było 28 ulic. Administracyjnie Warka znalazła się w powiecie grójeckim.
W Warce znajdowała się jedna parafia rzymskokatolicka - Św. Mikołaja Biskupa, do której należały dwa kościoły: farny pw. św. Mikołaja Biskupa i pofranciszkański kościół pw. Matki Bożej Szkaplerznej. Proboszczem parafii był do 1927 r. ks. Marceli Ciemniewski. Do października 1928 r. parafią zarządzał ks. Władysław Plewka-Plewczyński – kompozytor i dyrygent, autor oratoriów, kapelan Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, po nim proboszczem został ks. dr Adam Duda-Dziewierz.
Żydzi posiadali w Warce swoją gminę wyznaniową. Dominowali wyznawcy ortodoksyjnego chasydyzmu. W mieście posiadali rytualną mykwę (łaźnię) oraz bożnicę, w której gromadzili się w szabas na rytualne modły pod przewodnictwem miejscowego cadyka. W Warce znajdował się cmentarz żydowski - na wzniesieniu nad Pilicą, na zachód od ul. K. Baczyńskiego.

Pierwsze lata funkcjonowania miasta w nowych realiach Rzeczpospolitej były trudne. Borykano się z problemami finansowymi. Skupiono się na organizowaniu życia miasta – powołano władze miejskie, administrację, służbę bezpieczeństwa. Pierwszym burmistrzem miasta został Edward Twardowski. Zastąpił na tym stanowisku Żyda Wermlinga. Żydzi wówczas licznie zasiadali w Radzie Miejskiej (w 1921 r. wśród 15 radnych Żydów było 7). Do 1924 r. stanowisko burmistrza obejmowali m.in.: Witold Smoszewski, Wacław Lisowski. Po jego ustąpieniu Komisarzem Rządu na miasto Warka został mjr Lucjan Samek (1931), którego zastąpił płk Józef Pączkowski (1933, od 1934 r. jako burmistrz). Ostatnim burmistrzem miasta przed wybuchem II wojny światowe, od 1938 r. był Henryk Jan Barkowski. Dużą uwagę władze miasta skupiły na najuboższych mieszkańcach Warki – dla nich na terenie pastwisk miejskich tzw. Ostrówku wydzierżawiono działki przeznaczone pod zabudowę. Powstało tam osiedle domków jednorodzinnych (lokalizacja okazała się mało fortunna, ponieważ jest to teren zalewowy pobliskiej Pilicy). Wareckie ulice otrzymały oświetlenie, prąd popłynął z małej elektrowni przy młynie Kosmahlów, która dostarczała miastu prąd do chwili przyłączenia Warki do sieci energetycznej Zjednoczonych Elektrowni Okręgu Radomsko-Kieleckiego w 1936 r.
Władze zatroszczyły się o transport. W 1918 r. stan dróg był fatalny, drogami pełnymi dziur, wybojów i błota poruszano się wozami konnymi. Uruchomiono komunikację z Warszawą – dowóz do stacji kolei dojazdowej w Górze Kalwarii zorganizowali prywatni przedsiębiorcy. Kolejnym etapem rozbudowy i poprawy komunikacji Warki z okolicznymi miejscowościami była budowa szosy z Warki do Kozienic. Wprawdzie jeszcze w czasie wojny Niemcy zbudowali drewniany most na Pilicy (1916 r.) i szosę Warka – Góra Kalwaria ułatwiając komunikację z Warszawą, prawdziwy przełom nastąpił w latach 1931-1934, kiedy to wybudowana została szosa do Grójca i ukończono szosę do Kozienic, uruchomiona została komunikacja autobusowa. Wielkim wydarzeniem było otwarcie linii kolejowej Kraków – Warszawa, przez Warkę. Pierwszy pociąg z Radomia do Warszawy przejechał przez Warkę 25 listopada 1934 r. o godz. 13:50. Na stacji kolejowej witały go tłumy mieszkańców, organizacje i młodzież szkolna oraz delegacje miejscowych władz. Przemówienia wygłosili m. in. starosta grójecki F. Pawłowski, dr. Mulewicz, J. Pączkowski. Włączenie Warki w system dróg kolejowych Rzeczpospolitej było ważnym czynnikiem rozwoju miasta, zapewniało dopływ towarów i surowców dla wareckiego handlu i rzemiosła.
W 1924 r. wznowiła działalność Straż Ogniowa. Straż w Warce powstała w I dekadzie XX w., w okresie I wojny światowej, choć została ona członkiem Związku Floriańskiego, jej działalność napotykała wiele trudności. Podobnie w obliczu wojny z bolszewikami w 1920 r. przerwano działalność organizacyjną. W latach dwudziestych organizacją straży pożarnych zajęły się władze powiatowe. Wyposażenie było bardzo ubogie, straż posiadała: pompę skrzyniową, dwie pompy ssąco-tłoczące ręczne oraz sprzęt pomocniczy. Dopiero w latach trzydziestych zakupiono nowoczesną motopompę „Polonia”. W przededniu II wojny światowej wyposażenie wyglądało dużo bardziej okazale, obok motopompy straż dysponowała sikawką ręczną, hydronetką, wężami tłocznymi i ssawnymi, prądownicami, bosakami, toporami itp. Około 1928 r. zakończono budowę remizy przy rynku i straż mogła się tam przenieść ze starej szopy. Obok remizy powstała wspinalnia, na której odbywały się ćwiczenia. Trudnym sprawdzianem dla wareckich strażaków była akcja gaszenia pożaru 5 sierpnia 1936 r., kiedy spłonęły trzy domy mieszkalne i żydowski dom modlitwy przy ulicy Warszawskiej. Strażacy oprócz udziału w akcjach gaśniczych uczestniczyli w wielu uroczystościach patriotycznych organizowanych w mieście. W 1926 r. usypali Kopiec Powstańców 1863 r., który stał się symbolem pamięci narodowej i „elementem wareckiego obyczaju patriotycznego”.

W pierwszych latach dwudziestolecia z zapałem przystąpiono do organizowania szkolnictwa. W mieście utworzono siedmiooddziałową koedukacyjną szkołę miejską, która powstała z połączenia wszystkich wareckich szkół. Kierownikiem Szkoły Powszechnej został Jerzy Kieturakis. Funkcję prezesa Dozoru Szkolnego pełnił ks. Marceli Ciemniewski. W 1924 r. na posiedzeniu Rady Miejskiej podjęto uchwałę o przystąpieniu do budowy gmachu szkoły powszechnej o 14 salach z zapleczem sanitarnym. W latach 1927 – 1930 wzniesiono nowy budynek przy ulicy Warszawskiej. Uroczyste otwarcie szkoły nastąpiło 30 listopada 1930 r., w setną rocznicę Powstania Listopadowego. Miasto bardzo uroczyście przygotowało się do tych obchodów, domy przystrojone były flagami i zielenią, odprawiono nabożeństwo. W uroczystościach wzięli udział m.in.: starosta grójecki R. Grochowski, kurator Okręgu Szkolnego Warszawskiego G. Zawadzki, okoliczne Straże Ogniowe, przedstawiciele Straży Granicznej z Góry Kalwarii, delegacja Szkoły Podchorążych z Warszawy. Szkoła otrzymała nazwę: „7 Klasowa Publiczna Szkoła Powszechna im. Piotra Wysockiego w Warce”. W placówce, w okresie kryzysu gospodarczego na początku lat 30-tych prowadzono akcję dożywiania dzieci szkolnych. W 1933 r. zorganizowano przy szkole Koło Młodzieży Czerwonego Krzyża. Lata kolejne przyniosły dalszy rozwój wareckiego szkolnictwa. W 1928 r. powstała Publiczna Szkoła Dokształcająca Zawodowa dla młodzieży rzemieślniczej z Warki i okolic. Jej kierownictwo objął Władysław Janus, a po jego ustąpieniu Wiktor Krawczyk . W 1935 r. powstała szkoła powszechna nr 2. Jej kierownikiem został Władysław Janus. Dwa lata później rozpoczęła się budowa nowego gmachu szkoły. W Warce powstał także Uniwersytet Powszechny pod kierunkiem W. Krawczyka. Wykłady odbywały się w niedziele.
Obok oświaty w Warce rozwijała się szerzej pojęta kultura - funkcjonowały w tym okresie dwie biblioteki: miejska i Macierzy Szkolnej. Powstało też kino. Tworzone były organizacje społeczne takie jak: Liga Obrony Przeciwpowietrznej i Przeciwgazowej, Związek Strzelecki, Towarzystwo „Sokół”, Związek Rezerwistów, Koło Inwalidów Wojennych. Powstały koła Akcji Katolickiej, Chór Kościelny.
W 1927 r. przy Parafii Kościoła Rzymsko-Katolickiego powstała orkiestra dęta, jej założycielem był proboszcz – ksiądz Władysław Plewka-Plewczyński (od 1959 r. jako orkiestra „Moderato”). W 1937 r. powstało Stowarzyszenie Miłośników m. Warki na czele którego stanął Stanisław Salikier. Za cel stowarzyszenie obrało sobie pracę nad rozwojem Warki.
Okres dwudziestolecia to także rozwój sportu i rekreacji w mieście. W 1923 r. powstało w Warce Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, które stało się zalążkiem klubu sportowego „Przebój”. Faktyczny Klub Sportowy piłki nożnej pojawił się w 1932 r. Z terenów należących do miasta wydzielono dla klubu boisko piłkarskie. Klub Sportowy piłki nożnej wziął udział w paradzie Powiatowego Komitetu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego w Grójcu. Do dziś zachowały się wspomnienia jednego z meczów przegranego przez wareckich piłkarzy w stosunku 1:12! (mecz z około 1935 r., prawdopodobnie z Białobrzegami wspominają bracia Matlakowscy). Z okazji święta Konstytucji 3 maja w 1937 r. piłkarze wareckiego klubu zmierzyli się z technikami fabryki Lubertów.
W sierpniu 1935 r. nastąpiło otwarcie i poświęcenie przystani sportowej przy moście kolejowym, wybudowanej przez Ligę Morską i Kolonialną Dyrekcji Kolejowej Radomskiej.
W 1924 r. w mieście zaczęto wydawać pierwsze czasopismo „Gawędy Wieczorne”. Wydawcą i redaktorem tygodnika był ówczesny proboszcz wareckiej parafii ks. Marceli Ciemniewski. Pismo zawierało legendy i przekazy z dawnych czasów o charakterze moralizatorskim. W części „wiadomości bieżące” poruszało różne aspekty życia codziennego w mieście, piętnowało zepsucie moralne mieszkańców, pijaństwo, złodziejstwo, rozpustę, brak edukacji itp. Rok później Warka doczekała się pierwszej monografii. Jej autorem był ks. Marceli Ciemniewski. Wydana została pt. „Dzieje miasta Warki” w 1925 r. Do dziś jest bogatym i interesującym źródłem dotyczącym historii miasta.
Równolegle ze szkolnictwem rozwijało się harcerstwo. W latach 1930-1931 powstały drużyny harcerskie – żeńska i męska. Inspiratorem utworzenia żeńskiej drużyny im. Emilii Plater był ks. Stanisław Owczarek - prefekt szkoły powszechnej, drużynową do 1939 r. została Wanda Pajerska. Do żeńskiej drużyny należało 31 harcerek. Twórcą męskiej drużyny był druh Edward Czarnecki, z harcerzami pracowali również Karol Ratajczyk i Jan Wójcik.
„Naprzód drużyno harcerska, jako młode orle rozwiń swe skrzydła do lotu. W podniebne szlaki ideału, obowiązku i dobra kieruj swe kroki, a u kolebki historii twej niech Bóg udzieli Ci błogosławieństwa swego […]” – pisał na pierwszych kartach kroniki harcerskiej ks. S. Owczarek.
Początki były trudne, choć atmosfera w regionie i relacje z miejscowymi władzami sprzyjały rozwojowi harcerstwa. Braki sprzętu biwakowego czyniły z obozów harcerskich, organizowanych w prymitywnych warunkach, prawdziwą sztukę przetrwania. Harcerze musieli się wykazywać ogromną determinacją, hartem ducha i samodzielnością. Mimo trudności, wspólnie organizowano obozy i zloty. Działalności drużyn towarzyszył ogromny entuzjazm, chęć działania, emocje związane z przyrzeczeniem lub np. poświęceniem sztandaru, który został stworzony własnoręcznie, wspólnym wysiłkiem przez harcerki i poświęcony 19 czerwca 1932 r. Harcerze ze swoim sztandarem uczestniczyli w uroczystościach na stacji kolejowej - ostatniego pożegnania zwłok Marszałka Józefa Piłsudskiego w maju 1935 r. W 1938 r. odbył się w Warce zlot drużyn harcerskich, na który przybyło ok. 270 harcerzy z powiatu grójeckiego i starszyzna harcerska Mazowieckiej Chorągwi. W zlocie brała udział 23 Warszawska Drużyna Harcerska im. Bolesława Chrobrego (tzw. „Pomarańczarnia”). Należeli do niej późniejsi bohaterowie Szarych Szeregów i AK: Jan Bytnar (Rudy), Tadeusz Zawadzki (Zośka), Krzysztof Kamil Baczyński. Kres działalności wareckich harcerzy w II RP przyniósł wybuch II wojny światowej.

Poziom życia mieszkańców ówczesnej Warki wzrastał powoli. Warka należała do miast o charakterze rzemieślniczo-handlowym. W 1938 r. z rzemiosła i handlu utrzymywało się ponad 47 % mieszkańców, zatrudnieni w przemyśle i jako robotnicy stanowili nieco ponad 41 %, z pracy na roli żyło 10 %. Wareckie rzemiosło, na które składało się 196 warsztatów, zdominowane było przez trzy branże – tradycyjnie szewstwo (46 osób) oraz krawiectwo (40 osób) i rzeźnictwo (31 osób). Funkcjonowało sporo warsztatów stolarskich i piekarni. Wiele warsztatów rzemieślniczych prowadzili Żydzi (zegarmistrzowie, piekarze, cukiernicy, krawcy, szewcy). Przedmiotem wareckiego handlu były głównie produkty rolnicze, ogrodnicze i wyroby miejscowego rzemiosła. W mieście było 150 sklepików. W środy odbywały się jarmarki cieszące się dużym zainteresowaniem. Handlem w mieście zajmowali się głównie Żydzi. Zamożniejsi byli właścicielami hurtowni, przedsiębiorstw transportowych, biedniejsi karczm, gospód i wyszynków. Niektórzy posiadali sklepiki lub zajmowali się handlem domokrążnym. Pierwsze polskie sklepy zaczęły powstawać dopiero w końcu lat trzydziestych, zrzeszały się w Grójeckim Syndykacie Rolniczym.
Zatrudnienie w przemyśle zapewniała Fabryka Okuć Budowlanych i Odlewnia Metali - „Bracia Lubert”, założona przez Józefa i Władysława w 1891 r., zatrudniała wówczas 15 osób. Po uzyskaniu niepodległości fabryka rozrastała się dość dynamicznie - w 1922 r. jej załoga liczyła już 90 osób. Wyodrębnione zostały trzy działy: produkcyjny, narzędziowy i odlewniczy. Po problemach związanych z kryzysem, strajkach, masowych zwolnieniach (w 1935 r. zwolniono 250 osób) fabryka rozwijała się i rozbudowywała, szczególnie po przeprowadzeniu przez Warkę linii wysokiego napięcia w 1936 r., powstały nowe hale przy ul. Puławskiej. W 1938 r. zakład Lubertów zatrudniał ponad 550 osób. Produkty firmy – okucia budowlane zdobywały nagrody na krajowych wystawach w Poznaniu np. w 1929 r. Wielki Srebrny Medal i Państwowy Medal Brązowy. Opracowany i wydany przez fabrykę katalog zawierał ok. 100 produktów – różnego rodzaju detali budowlanych (zamki i klucze, klamki, zasuwy, zawiasy itp.). Produkty te zdobywały rynki polski i zagraniczny.
Niewielka grupa robotników zatrudniona były w młynie Koshmala.
Rolnictwo było bardzo rozdrobnione – w Warce było 98 zagród. Uprawiano przeważnie żyto, rzadziej pszenicę, buraki cukrowe, powoli zaczęły powstawać coraz liczniejsze sady. W mieście funkcjonowała też spółdzielnia mleczarska.

Ostatnie miesiące przed wybuchem wojny urząd burmistrza objął Henryk Jan Barkowski. Wtedy też podjęte zostały prace zmierzające do uporządkowania i poprawy wizerunku miasta. Ulica Warszawska otrzymała nowe zieleńce, zasadzone zostały drzewka. Uporządkowane zostały zbocza skarpy za ratuszem, powstały tarasy, gdzie planowano założyć winnicę.

Mieszkańcy przedwojennej Warki pamiętali o jej bohaterach. Obok Piotra Wysockiego i Władysława Kononowicza uczczono pamięć Kazimierza Pułaskiego. W czerwcu 1939 r. z inicjatywy m.in. Komitetu Budowy Pomnika P. Wysockiego pobrana została z Winiar ziemia z „miejsca urodzenia K. Pułaskiego”. Srebrna urna, do której złożona została ziemia, ufundowana była przez dyr. Jerzego Luberta. Urna wraz z aktem pobrania ziemi została wręczona historykowi, dr. Juliuszowi Stanisławowi Harbutowi, który miał zorganizować jej przewiezienie do Ameryki. Niestety, wybuch wojny zniweczył całe przedsięwzięcie.

W okresie dwudziestolecia Warka z mozołem odrabiała zaległości po zaborach. Powstało „pełnowartościowe” miasto z dużymi możliwościami dalszego rozwoju. Dziś istniejące instytucje, zespoły, organizacje, miejsca miały swój początek przed 1939 r. Niestety II wojna światowa zahamowała, a nawet cofnęła ten rozwój i trzeba było w 1945 r. zaczynać od początku. Powstaje pytanie - jaka byłaby Warka dziś, gdyby jej rozwój w latach 1918 – 1939 nie został zahamowany kataklizmem II wojny światowej?

Piotr Kupnicki
Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProId47e78f72f2

 

Czarniecki 01W lipcu 1655 r. na ziemie Rzeczypospolitej wkroczyły wojska króla szwedzkiego Karola X Gustawa. Pospolite ruszenie skapitulowało prawie bez walki. „Niech żyje Karol Gustaw król!” – wołali zdrajcy. Król Jan Kazimierz schronił się w Głogówku na Śląsku. Zaczął się jeden z najtragiczniejszych okresów w dziejach Polski, zwany „potopem szwedzkim”. Szwedzi palili miasta, rabowali kościoły. W listopadzie i grudniu 1655 r. bezskutecznie oblegali klasztor na Jasnej Górze. 29 grudnia 1655 r. w Tyszowcach koło Zamościa – z inicjatywy kasztelana kijowskiego Stefana Czarnieckiego, wiernie stojącego przy Janie Kazimierzu – zawiązała się konfederacja wymierzona przeciwko Szwedom. 

Opór przeciwko najeźdźcy wzmógł się dopiero po wielu dokonanych konfiskatach, grabieżach, egzekucjach, a także po „cudownej” obronie klasztoru na Jasnej Górze w listopadzie-grudniu 1655 r. Jan Kazimierz wrócił do kraju.

Kilka miesięcy po oblężeniu Częstochowy, król Jan Kazimierz dokonał aktu, który odegrał ogromną rolę w kształtowaniu postaw patriotycznych Polaków, a przede wszystkim miał pozytywnie determinować wiarę w zwycięstwo. 1 kwietnia 1656 r., w katedrze lwowskiej, przed obrazem Matki Bożej Łaskawej monarcha złożył ślubowanie. Obrał Maryję swoją patronką i Królową Korony Polskiej, oddając Jej w opiekę także swoich poddanych. Zaprzysiągł ulżyć doli chłopów, których udział w zwycięstwie nad Szwedami był znaczny.

Sytuacja Szwedów wiosną 1656 r. stała się dosyć niekorzystna. Większa część Małopolski została wyzwolona spod okupacji szwedzkiej, m. in. dzięki działaniom chłopów i szlachty, a także taktyce „wojny szarpanej” Stefana Czarnieckiego. Karol Gustaw ze swoim wojskiem cofał się do Warszawy. Chciał przejść Wisłę pod Sandomierzem. Przeszkodzili mu Polacy, którzy 30 marca opanowali miasto, zdobyli zamek i uwięzili Szwedów w widłach Wisły i Sanu. Za rzeką stały wojska Czarnieckiego wspomagane przez dragonów i marszałka Jerzego Lubomirskiego, za Sanem – armia litewska, na tyłach zaś 25 chorągwi piechoty Jacka Szemberga i Jerzego Bałłabana, a także partyzanci. Polacy mieli czterokrotną przewagę liczebną. Szwedzi byli lepiej ufortyfikowani, posiadali przewagę w artylerii i piechocie. Osaczony Karol Gustaw słał do Warszawy listy o pomoc. Tymczasem królewski brat – książę Adolf Jan zdecydował o wysłaniu korpusu margrabiego Fryderyka von Baden-Durlach na pomoc Gustawowi. 27 marca wyruszyło z Warszawy w kierunku Sandomierza około 2500 wojska. Dotarli do Janowca dopiero 3 kwietnia, gdyż po drodze napotykali na grupy powstańców. Wieść o wymarszu Szwedów z Warszawy szybko doszła do polskich oddziałów. 4 kwietnia margrabia Fryderyk dostał od Karola Gustawa rozkaz natychmiastowego powrotu do Warszawy. Czarniecki i Lubomirski postanowili większość swoich sił skierować przeciwko margrabiemu, a po rozbiciu jego wojsk wrócić nad Wisłę i walczyć z Karolem Gustawem. Rankiem 4 kwietnia chorągwie polskie wyruszyły spod Sandomierza przeciwko Fryderykowi Badeńskiemu. Ten zaś ruszył spod Janowca przez Kozienice i Warkę w stronę Warszawy.

Stefan Czarniecki już 6 kwietnia był w Zwoleniu. Tu dowiedział się o odwrocie Fryderyka. Przyspieszył natychmiast tempo marszu, by zaskoczyć tylne straże nieprzyjaciela. Dopadł Szwedów pod Kozienicami. Rozgromił ariergardę złożoną z 240 rajtarów i dragonów pod dowództwem Tornskjölda. Margrabia dowiedziawszy się o wszystkim przyspieszył kroku i nocą z 6 na 7 kwietnia dotarł do Warki. Tu połączył siły z oddziałem Rittera, który ciągnął od Radomia z kilkuset wozami wyładowanymi łupami. Przez całą noc Szwedzi przeciągali swe tabory mostem na Pilicy. Nie doceniali szybkości polskiej jazdy, liczyli, że zdążą jeszcze ujść cało. W tym czasie Stefan Czarniecki czekał w Kozienicach na przybycie chorągwi Jerzego Lubomirskiego, a następnie zdecydował się na nocny pościg.

Rankiem 7 kwietnia margrabia Fryderyk kazał zerwać most na Pilicy i ruszył do Warszawy. O świcie jednak wojska Czarnieckiego dotarły na przedpola rzeki. Wiosenna Pilica wyglądała groźnie. Podobno to mieszkańcy okolicznych wiosek pomogli żołnierzom znaleźć dogodny bród do przeprawy przez rzekę. Na wschód od Winiar Pilica posiadała płytkie miejsca. Czarniecki i Lubomirski szybko podjęli decyzję o przeprawie na drugi brzeg. Na czele wojska pojawił się sam kasztelan Czarniecki i, jak pisał potem do królowej, „aby dać wojsku przykład, sam rzuciłem się w rzekę.”
Polscy dowódcy mieli znaczną przewagę wojsk, a także ich plan działania był bardziej przemyślany. Najpierw sforsowali rzekę, a następnie zlikwidowali straże szwedzkie w okolicy Winiar i przy moście. Czarniecki, wódz z dużym doświadczeniem, potrafił przewidywać. To on, jak pisze Leszek Podhorodecki, zdecydował o planie walki. Postanowił stoczyć otwartą bitwę. Szwedzi przemknęli już na odległość ok. 6 km od miasta, niedaleko wsi Piaseczno. Fryderyk Badeński nie miał wyjścia, musiał podjąć walkę. Cześć wojsk ustawił pod lasem. Lubomirski wystawił do bitwy 3 chorągwie husarii i lekką jazdę. Pofałdowana równina, leżąca na północ od Warki, nadawała się do działań kawalerii. W okolicznych lasach czekali już chłopi. Decydujące starcie rozegrało się na płaskim polu, ograniczonym od wschodu i północy lasem, od zachodu strumykiem, od południa wsią Piaseczno. Jako pierwszy na nieprzyjaciela uderzył Lubomirski. Silny ogień Szwedów powstrzymał pierwsze natarcie. Potem na czele stanął kasztelan Czarniecki i ostro ruszył do walki. W centrum natarcia wodzowie zgrupowali całą husarię, a na skrzydłach lekką jazdę i dragonów. Bitwa trwała około dwóch godzin. Polskie natarcie złamało wroga. Na koniec wkroczyli chłopi, podpalając trawy i krzewy. Gryzący dym zmusił ostatnich dragonów do wyjścia z lasu na otwarte pole. Poszły w ruch cepy, kosy i widły. Oddział dragonów szwedzkich został rozgromiony. Do późnego wieczora chorągwie polskie goniły rozproszonych żołnierzy margrabiego aż pod Ujazdów. Fryderyk schował się w Czersku, w ruinach zamku. Nocą z 7 na 8 kwietnia zwycięskie oddziały zaczęły wracać do Warki z wieloma jeńcami, z obfitymi łupami.

Bitwa po Warką 1656 r. miała poważne znaczenie operacyjne. Jak pisał Leszek Podhorodecki – „stanowiła uwieńczenie zwycięskiej kampanii zimowo-wiosennej Stefana Czarnieckiego, umożliwiała stronie polskiej przeniesienie działań do centralnej i północnej Polski. Ujawniła wielkie znaczenie współdziałania wojska z ludem. Była sukcesem husarii. Miała ogromne znaczenie moralne. Po raz pierwszy pokonano najeźdźcę w otwartym polu.” Zwycięstwo przywróciło więc narodowi wiarę w wartość polskiego żołnierza. Bitwa pod Warką była także wielkim zwycięstwem Stefana Czarnieckiego. Postać tego wielkiego wodza XVII w. pozostała w pamięci społeczeństwa Warki i regionu na zawsze. Warka poprzez te wydarzenia znalazła się na szlaku zwycięskich bitew w historii Rzeczpospolitej Polskiej.

O Stefanie Czarnieckim napisano wiele tekstów, wydano co najmniej kilkanaście opracowań książkowych. Jego postać inspirowała malarzy, rytowników i rzeźbiarzy. Pisano o nim strofy poezji i pieśni. Jego czyny wspomina tekst hymnu narodowego. Czarniecki był jednym z najbardziej zasłużonych żołnierzy XVII w. Rzeczypospolitej i zarazem jednym z najgorliwszych polskich patriotów na przestrzeni wieków. Z Warką związał się poprzez brawurową przeprawę wojsk polskich przez Pilicę i pokonanie Szwedów w 1656 r.

Warka pamięta o Stefanie Czarnieckim. W 1956 r. uroczyście świętowano tu 300. rocznicę bitwy, a rynek miejski otrzymał imię Stefana Czarnieckiego. W 1983 r. imię słynnego hetmana otrzymała Szkoła Podstawowa w Rozniszewie, a w 1996 r. Publiczna Szkoła Podstawowa w Ostrołęce. 24 sierpnia 2001 r. w Warce poświęcono i otwarto zmodernizowany most na Pilicy, nadając mu imię Hetmana Stefana Czarnieckiego. Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego przybliżało postać Czarnieckiego i historię Bitwy pod Warką już kilkakrotnie. Szczególnym wydarzeniem była 350. rocznica bitwy w 2006 r., którą przygotowano przy współpracy ze Stowarzyszeniem W.A.R.K.A. i władzami miasta. Zorganizowano wówczas obszerną ekspozycję poświęconą Czarnieckiemu i sesję popularno-naukową z udziałem historyków zajmujących się zarówno tematyką Bitwy pod Warką jak i samą postacią Czarnieckiego. Pokłosiem tej sesji jest książka: Bitwa pod Warką 1656 r. Historia, literatura, tradycja. Po wystawie pozostał wydany katalog. 8 kwietnia 2006 r. w Muzeum im. K. Pułaskiego odbyło się spotkanie z Jerzym Hoffmanem i Danielem Olbrychskim na temat realizacji filmu Potop. Już wtedy nieśmiało rozmawiano w kuluarach o pomniku konnym Stefana Czarnieckiego. Po pięciu latach, w 2011 r., ponownie Muzeum, Stowarzyszenie W.A.R.K.A. i Dworek na Długiej - przypomnieli mieszkańcom Warki postać Stefana Czarnieckiego i historię bitwy. Wówczas z tematem budowy pomnika Stefana Czarnieckiego przyszła do władz miasta grupa społeczników. Zorganizowano spotkanie i tak z inicjatywy społeczników, 7 kwietnia 2011 r. został zawiązany Społeczny Komitet Budowy Pomnika Stefana Czarnieckiego, którego celem stała się budowa pomnika zasłużonego żołnierza na wareckim rynku. W 2013 r., w 357. rocznicę zwycięskiej Bitwy pod Warką stanął na wareckim rynku, jedyny jak do tej pory, pomnik konny Czarnieckiego, autorstwa Tomasza Górnickiego.

Stefan Czarniecki był wybitnym dowódcą wojskowy, poprzez swoją postawę stanowi przykład jakich niewiele w historii Polski. Wszystko, co zdobył, zawdzięczał nie karierowiczostwu czy protekcji, lecz ciężkiej pracy i osobistej odwadze. Nie pochodził z jakiejś nadzwyczaj bogatej rodziny szlacheckiej. Urodził się między 16 lutego 1598 r. a 16 lutego 1599 r. w niewielkiej wiosce Czarnca (w dzisiejszym województwie świętokrzyskim, w powiecie włoszczowskim, w gminie Włoszczowa), w wielodzietnej rodzinie szlacheckiej herbu Łodzia, jako szósty syn Krzysztofa (starosty chęcińskiego, później żywieckiego) i Krystyny Rzeszowskiej. Warto wspomnieć również jego śmierć, kiedy ranny w bitwie pod Stawiszczami, zdążył jeszcze odebrać buławę polną koronną. Zmarł w drodze do Lwowa 16 lutego 1665 r. w Sokołówce. Śmierć zasłużonego Hetmana w skromnej chacie, z ulubionym rumakiem u boku została owiana legendą. Przez pokolenia była przekazywana z ust do ust. Uroczysty pogrzeb zgotowano Czarnieckiemu 8 marca 1665 r. w Warszawie. Potem ciało Hetmana spoczęło na zawsze w rodzinnej Czarncy.

Stefan Czarniecki był mistrzem wojny podjazdowej, człowiekiem twardym i odporny na ból, wytrzymałym na trudy, głód i brak snu. Ranny na polu bitwy, zalany krwią, potrafił wydawać rozkazy. Niekiedy okrutny, surowo karał wszelkie nieposłuszeństwa żołnierzy. Do wszystkich urzędów i tytułów doszedł ciężką pracą. Mówił o sobie: Jam nie z soli ani z roli, ale z tego co mnie boli wyrosłem.
Henryk Sienkiewicz, w liście nadesłanym na uroczystość odsłonięcia epitafium Stefana Czarnieckiego w Czarncy 5 maja 1907 r. napisał m.in.:

Zostawił on dla nas niezapomnianą naukę, że na ratunek Ojczyzny nigdy nie jest za późno i że z upadku zawsze podnieść ją można. Insze czasy i nie orężem, ale pracą, nauką i oświatą ludu należy dobijać się dobrobytu (…) By jednak zwyciężyć, by wiek niedoli w wiek błogiej pomyślności i swobody przemienić, trzeba tak wierzyć, w Boską i dziejową sprawiedliwość, taką mieć nadzieję w lepszej przyszłości i tak kochać Ojczyznę, jak wierzył, ufał i kochał Stefan Czarniecki.

Warto o tym pamiętać stając przed pomnikiem Stefana Czarnieckiego na wareckim rynku.

Iwona Stefaniak

„Zwycięstwo wareckie na pewno było istotne dla odbudowującej swoje morale armii koronnej i miało znaczenie psychologiczne dla jej żołnierzy. Po raz pierwszy od początku wojny polsko-szwedzkiej Polacy pokonali w polu niezwyciężoną armię Karola X Gustawa. (..) Warka zasługuje na szczególną uwagę, gdyż jest to jedyna bitwa, w której pokonaliśmy Szwedów w dobie „potopu”.

Prof. Mirosław Nagielski

 

Słowniczek

Ariergarda - (z francuskiego arrière garde) – inaczej straż tylna, oddział, pododdział maszerujący z tyłu za głównymi siłami wojsk.

Husarz – jeździec jazdy polskiej stworzonej w XVI w. i wykorzystywanej na polach bitew do XVIII w. Walczył m. in. kopią i szablą, a jego ciało osłaniał pancerz. Charakterystyczną cechę wyposażenia stanowiły skrzydła z ptasich piór. Do legendy przeszły liczne szarże husarskie, np. pod Kircholmem w roku 1605, pod Kłuszynem w roku 1610 i pod Wiedniem w roku 1683. Gdy w roku 1621 pod Chocimiem kilkuset husarzy rozbiło wielokrotnie liczniejsze wojska tureckie, sułtan Osman II rozpłakał się z bezradności… Husaria odegrała kluczową rolę w Bitwie pod Warką 1656 r.

Dragon – żołnierz formacji wojskowej, która – wzorem Europy zachodniej - pojawiła się na dobre w Rzeczpospolitej w XVII w. Dragoni przemieszczali się konno, walczyli jednak pieszo – ich konie przed bitwą odprowadzono do tyłu, gdzie opiekowali się nimi koniowodni. Dragoni uzbrojeni byli m.in. w muszkiety, pistolety i pałasze. W czasach ostatnich królów Polski pełnili służbę w gwardii koronnej, zajmującej się m.in. ochroną władcy i jego siedzib.

Rajtar - (od niem. Reiter) – jeździec, typ kawalerii używającej w walce przede wszystkim pistolety. Rajtaria była podstawową formacją jazdy w armii szwedzkiej. Rajtarzy w tym okresie zazwyczaj nie używali uzbrojenia ochronnego, a jedynie skórzanego odzienia i kapeluszy. Na ich uzbrojenie składała się najczęściej para pistoletów oraz pałasz czy rapier. W kampaniach polowych rajtaria wsparta przez dragonów odgrywała kluczową rolę.


Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProId501d87f2c6

 

3„Dawniej było tu silne tętno życia i płynęła chwała Boża, szczególniej podczas Adwentu, Majowego Nabożeństwa i na rozgłośny odpust na Matkę Bożą Szkaplerzną. Mury nie były w stanie pomieścić tłumów ludu, który przybywał zapisując się do Bractwa Szkaplerza.” W. Matlakowski za: Szkaplerz i Korona. Z kart historii wareckiego obrazu Matki Bożej Szkaplerznej, str.18 (zdj. 1)

W dzisiejszych czasach żyjemy w ciągłym biegu. W ostatnim okresie zatrzymani nieco przez pandemię, kwarantannę lub chorobę, może trochę bardziej zastanawiamy się nad mijającym czasem i rytmem naszego życia. Swego rodzaju cezurę czasową stanowi początek pandemii i kolejne okresy przymusowego lockdownu. Chyba każdy z nas przynajmniej raz powiedział, że coś wydarzyło się przed covid-em. A jak to było kiedyś? Co wyznaczało rytm dnia i roku mieszkańców Warki. Nie było przecież zegarków, nie trzeba było zdążyć na pociąg, na określoną godzinę do pracy czy chociażby na ulubiony serial w telewizji. Czym się kierowano?

Niezwykle ważnym czynnikiem wpływającym na rytm życia mieszkańców Warki była religia. Poszczególne pory dnia określano m.in. nazwami modlitw. I tak np. „na jutrznię” oznaczało o wschodzie słońca, „na Anioł Pański” to południe a „na kompletę” - na wieczór, tuż przed spoczynkiem. Rytm roku z kolei wyznaczały święta kościelne, zarówno te wynikające z kalendarza liturgicznego jak również wspomnienia świętych. Do dnia dzisiejszego, zwłaszcza na wsiach, funkcjonują przysłowia związane ze świętymi np. „Na świętego Grzegorza idzie zima do morza”, „Jak Barbara po lodzie, Boże Narodzenie po wodzie”, „Gdy liście przed Marcinem nie upadają, to mroźną zimę przepowiadają”. Ważnymi wydarzeniami w miasteczkach były odpusty, które oprócz charakteru religijnego były też okazją do rozrywki. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie powinien dziwić fakt, że w takim niewielkim miasteczku jak Warka funkcjonowało aż siedem kościołów. Większość mieszkańców uczęszczała do nich regularnie uczestnicząc w licznych nabożeństwach. Uważano bowiem, że od gorliwości w wypełnianiu obowiązków religijnych zależy powodzenie w życiu codziennym, a wszelkie nieszczęścia są karą za ich zaniedbywanie. Osoby, które chciały głębiej uczestniczyć w praktykach religijnych zapisywały się do różnego rodzaju bractw czyli konfraterni, sodalicji lub kongregacji. Było ich bardzo wiele. Poszczególne organizacje miały różne cele, a przynależność do nich wiązała się z obowiązkiem udziału w określonych nabożeństwach i procesjach, odmawianiem modlitw i wspieraniem inicjatyw. Każdy zawód miał swojego patrona. Cechy odprawiały nabożeństwa ku ich czci, stawiały im ołtarze. Poszczególne zakony szerzyły kulty różnych świętych najczęściej związanych z zakonem, np. franciszkanie szczególnie poważali św. Antoniego, który jest patronem m.in. osób chorych, kalekich, ubogich, opiekunem więźniów, podróżujących i zagubionych. Do niektórych świętych zwracano się w szczególnych wypadkach, np. od moru i chorób zakaźnych bronił św. Antoni, Roch lub Sebastian, od pożaru św. Florian, od powodzi św. Jan Nepomucen. W szczególnych sytuacjach odprawiano specjalne nabożeństwa, np. w celu obrony przed epidemiami. Z tej okazji wznoszono też specjalne krzyże, tzw. karawaki. (zdj. 2)

Religijność często łączyła się z zabobonami. Poświęcone przedmioty stosowano jako ochronę lub posługiwano się nimi np. w celu sprowadzenia deszczu, urodzaju, wytępienia szkodników, stosowano w lecznictwie.

Wracając do Warki, lustracja z 1765 roku mówi o siedmiu wareckich świątyniach. Wymienia kościół farny, czyli istniejący do dziś kościół pw. Św. Mikołaja, kościół ojców dominikanów pw. Św. Stanisława, drewniane kościółki św. Ducha, św. Leonarda i św. Barbary, murowany ale będący już wówczas w złym stanie kościół św. Anny oraz kościół i klasztor ojców franciszkanów. (zdj. 3)

To z franciszkanami właśnie wiąże się wspominana dziś data 1628. W tym to właśnie roku Katarzyna z Boglewic sprowadziła zakon do Warki. Nie wiemy dlaczego zdecydowała się przeznaczyć znaczną część swojego majątku na wsparcie franciszkanów. Często fundacje miały być oznaką szczególnej religijności, czasem dzięki nim donator chciał wybłagać pewne łaski, a czasem miała to być pokuta za grzechy. Ze źródeł wiemy, że w 1634 r. Katarzyna ufundowała franciszkanom drewniany kościół i klasztor. W 1652 r. podjęto budowę fundamentów murowanej świątyni. Następnie budowę kontynuowano pod koniec stulecia, wznosząc prezbiterium i Kaplicę Pana Jezusa Ukrzyżowanego, w późniejszym okresie połączoną z kościołem. Dlaczego fundatorka sprowadziła do naszego miasta właśnie ten zakon? Możemy się tylko domyślać.

Franciszkanie czyli Bracia Mniejsi to męski zakon żebrzący, założony przez Franciszka z Asyżu w 1209 roku. Pierwotna reguła nakazywała zakonnikom całkowite ubóstwo, co oznaczało, że ani mnisi, ani cały zakon nie mogli nic posiadać. Ich głównym zadaniem była działalność kaznodziejska, zwłaszcza wśród plebsu miejskiego. Mieli oni przeciwdziałać herezji i buntom społecznym prostego ludu poprzez przykład dobrowolnego, znoszonego z radością ubóstwa. Z czasem regułę zakonu złagodzono, a w 1279 r. papież Mikołaj III zezwolił na posiadanie przez zgromadzenie dóbr materialnych, których formalnym właścicielem miał być kościół. W 1517 roku nastąpił w zakonie rozłam na skrzydło bardziej rygorystyczne, tzw. obserwantów, zwanych w Polsce bernardynami oraz zwolenników złagodzonej reguły zwanych Braćmi Mniejszymi Konwentualnymi czyli franciszkanami, którzy utworzyli w Polsce osobną prowincję. Strój franciszkański stanowił początkowo popielaty habit z kapturem i biały pasek. Później kolor habitu zmieniono na czarny. (zdj.4)

Z przytaczanej już w poprzednim numerze „Kuriera Wareckiego” lustracji wiemy, że Warka w XVI w. była miasteczkiem, które niezwykle dynamicznie się rozwijało. Jej mieszkańcy zajmowali się głównie handlem i rzemiosłem. Funkcjonowało tu wiele cechów. Jak w każdym społeczeństwie było tu dość duże rozwarstwienie pod względem zamożności. Zapewne nie brakowało biedoty, ludzi chorych i potrzebujących wsparcia. Trzeba też pamiętać, że ludność XVII-wiecznych miasteczek była w zdecydowanej większości analfabetami. Dlatego to właśnie franciszkanie, powołani do służby wśród biednych, mieli tu doskonałe pole do działania. Jak można wywnioskować ze źródeł, dość dobrze się ze swoich zadań wywiązywali, ponieważ mieszczanie doceniając ich pracę ofiarowali im kościół św. Leonarda. Po protestach proboszcza z kościoła farnego, zakonnicy świątynię zwrócili i rozpoczęli budowę własnej. (zdj.5)

Podczas potopu szwedzkiego miasto zostało mocno zniszczone. Klasztor ocalał z pożaru, ale był kilkakrotnie napadany i rabowany przez Szwedów. Między innymi 3 sierpnia, po uroczystości Matki Boskiej Anielskiej - święta patronalnego obchodzonego bardzo uroczyście w kościołach i klasztorach franciszkańskich. O tym, co wówczas zaszło możemy dowiedzieć się z „Dziejów miasta Warki” Ks. Ciemniewskiego, który cytuje pracę franciszkanina Ludwika Elbinga „Relacya o wielkiej świątnicy Assyzkiej”.

„Na koniec 1655 r. nazajutrz po uroczystość N.M. P. Anielskiej, ciż Szwedzi wpadli tam (…) i naprzód zarwali Br. Ludwika Przezwickiego, kleryka, którego o srebra kościelne różnemi katowniami męczyli, siekili i bili demum impudenter tractarunt, z których mąk w kilka dni umarł.

Ponim Br. Walerjana Kosińskiego, laiczka na tortury wzięto, o skarby i o depozyty pytając, w kościele do ławki przywiązanego bili, tłukli i siekli, a gdy nic na nim wybadać nie mogli, szpadą przebili i umarłego odbiegli. Z tegoż konwentu ukrywał się ks. Klemens Dąbski, staruszek blizko 70 lat mający, któremu gdy prowiantu nie stało, wyszedł do pewnej wioski Wólka nazwanej, dla uproszenia chleba, gdzie od okrutnych nadybany Szwedów wielorako in odeim fidei Catholicae męczony, na koniec w skronie przestrzelony zabity został, tamże od katolików pogrzebiony. Czwarty Br. Marcin 3. Zak. Ś-go Franciszka w konwencie od Szwedów pojmany o srebra i depozyta rozmaicie dręczony, nakoniec głową na dół zawieszony, pod którym gnój palono i dymem go owym smrodliwym duszono, której katowni i krwi z wnętrzności oberwanej cieknącej, więcej znosić nie mogąc, o niektórych kościelnych zachowanych powiedział rzeczach, skąd zaraz z kija na którym wisiał był zdjęty, lecz od nowoprzybyłych żołnierzy także pytających o srebra i rzeczy kościelne, okrutnie bity kijami poszedł do Pana. Ciało jego pobożne pochowały matrony, gdyż mężczyzn nie było. Tego czasu brat Rufin Gabiński, laiczek ukrywał się tam w grobie, lecz znaleziony wiele odniósł bicia, potem od Niemca pewnego żołnierza, w głowę 14 razy raniony i szpadą przez gardło, albo raczej przez skórę na szyi przebity, za umarłego odbiegły, z woli jednak Boskiej nie umarł, ale póki żył opłakiwał, że się nie stał godnym korony męczeńskiej.”

Ks. Ciemniewski wspomina również o tym, że w XVIII w. klasztor został napadnięty i obrabowany przez moskali i kozaków.

W latach 1726 - 1728 posługę w klasztorze franciszkanów w Warce pełnił ojciec Rafał Chyliński, który szczególną troską otaczał ubogich mieszkańców miasta. W 1991 roku został on beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II. (zdj. 6)

W II poł XVIII w., przez 12 lat, gwardianem klasztoru był ojciec Paulin Sękowski. Dokończył on budowę klasztoru i kościoła, powiększył ogród, wystawił folwark, browar i kamieniczkę. Uporządkował pola i zwiększył dochody klasztoru poprzez oprocentowanie pożyczek. Utrzymywał też ścisłą dyscyplinę wśród zakonników, nierzadko stosując kary cielesne. W 1746 roku dzięki staraniom ks. Sękowskiego ukończono budowę fasady i dwóch wież kościoła. Świątynię konsekrowano w 1793 roku. Wielokrotnie na przestrzeni wieków prowadzono prace konserwatorskie.

Po trzecim rozbiorze Warka znalazła się w granicach Prus. Zaborcy planowali przenieść do wareckiego klasztoru franciszkanów z Warszawy. W tym celu w 1802 r. przeprowadzili prace remontowe. W związku ze zmianą granic, ich plan nie został zrealizowany. W 1815 roku Warka znalazła się w granicach Królestwa Polskiego będącego pod panowaniem cara rosyjskiego. Kościół franciszkański służył wówczas jako garnizonowy dla polskich żołnierzy rakietników. Uczestniczyli oni w nabożeństwach razem z zakonnikami. Żołnierze ci wzięli udział w Powstaniu Listopadowym. Bili się m.in. pod Olszynką Grochowską. Po powstaniu już nie wrócili do Warki, a władze w ramach represji zarekwirowały kościelne dzwony. (zdj. 7)

Franciszkanie prowadzili jedyną szkołę elementarną dla ludności polskiej. Uczyli się w niej chłopcy z zamożniejszych rodzin. Nauka była płatna. Rodzice uiszczali dobrowolną opłatę. Według tradycji do szkoły tej uczęszczał Kazimierz Pułaski. Uczył się w niej również Jan Mikołaj Matlakowski i jego dzieci. Niejednokrotnie wspierał placówkę finansowo Piotr Wysocki, o czym W. Matlakowski pisze w swoich pamiętnikach.

Niestety działalność franciszkanów w Warce została brutalnie przerwana. Już w latach 20. XIX w. rozpoczęto przygotowania do kasaty klasztorów katolickich w Imperium Rosyjskim. Od 1823 roku utrudniano przyjmowanie nowicjuszy. Później skarb państwa przejął majątki klasztorne, a następnie wprowadzono zakaz kształcenia kleryków we własnych klasztorach. W 1850 wydano nakaz likwidacji klasztorów, w których przebywało poniżej 8 zakonników. Po upadku powstania styczniowego, w ramach represji za jego poparcie przez wielu księży zakonnych, braci i kleryków władze rosyjskie postanowiły zlikwidować klasztory w Królestwie Kongresowym. Podpisany przez Aleksandra II ukaz kasacyjny, został podany do publicznej wiadomości 8 listopada 1864 roku, w „Dzienniku Praw Królestwa Polskiego". Te klasztory, którym udowodniono udział w powstaniu, miały być likwidowane. Pozostawiono jedynie kilka, w których mieli pozostać aż do śmierci zakonnicy z likwidowanych placówek. Niektóre budynki klasztorne przejmowane były przez biskupów na cele diecezjalne, na rezydencje, seminaria itp. W wielu ulokowano instytucje państwowe. Wiele gmachów niszczało. (zdj. 8)

Kasację wareckiego klasztoru przeprowadzono nocą, z 27 na 28 listopada 1864 roku. Tak te wydarzenia opisuje ks. Ciemniewski: „…późną nocą, gdy zakonnicy byli we śnie pogrążeni, werwali się moskale do klasztoru i rozkazali z twardego snu rozbudzonym zakonnikom natychmiast do drogi się szykować. Zakonnicy do swej siedziby przywykli, ludzie już niemłodzi ze łzami w oczach cele swe ubogie opuszczali. Jeden ze staruszków prawie przytomność z żalu utracił, prosił najeźdźców, aby mu pozwolono po raz ostatni… w piecu sobie napalić… Bezzwłocznie tejże nocy brutalnie wywieziono wszystkich zakonników prócz jednego, którego zostawiono dla obsługi kościoła.”

Po kasacie klasztoru prowadzoną przez nich szkołę przejęły władze państwowe i obok szkoły dla chłopców utworzyły placówkę żeńską. Część budynków oddano gminie ewangelickiej z przeznaczeniem na dom modlitwy i szkołę. W pozostałej części ustanowiono koszary i więzienie.

Tak więc po ponad dwustu latach zakończył się pobyt franciszkanów w Warce. Przez cały ten okres znacząco wpływali oni na życie mieszczan. Pełnili posługę wśród biednych, uczyli dzieci, gromadzili wiernych na modlitwie. Prawdopodobnie wraz z zakonnikami pojawił się w Warce Obraz Matki Bożej Szkaplerznej oraz Bractwo Szkaplerza Najświętszej Maryi Panny (zdj.). 16 lipca - w święto Matki Bożej Szkaplerznej obchodzony jest odpust. Franciszkanie słynęli m.in. z nabożeństw odprawianych co piątek w wielkim poście. Była to tzw. pasja franciszkańska składająca się z pieśni innych niż gorzkie żale. Po kasacie klasztoru zwyczaj ten kontynuował niejaki Gaworski wraz z grupą wiernych z Niemojewic. (zdj. 9)

Elwira Zawadzka

Słowniczek
Gwardian - przełożony domu zakonnego w zgromadzeniu funkcjonującym w oparciu o regułę zakonną Franciszka z Asyżu
Laiczek - osoba świecka, tu prawdopodobnie w znaczeniu - przed złożeniem ślubów
Kasata - likwidacja klasztoru lub całego zakonu przez władze
Karawaka - inaczej krzyż choleryczny lub krzyż morowy, składa się z belki pionowej i dwóch poziomych, z których górna jest zazwyczaj nieco krótsza; nazwa pochodzi od miasta Caravaca w Hiszpanii, w którym taki krzyż wzniesiono po raz pierwszy prawdopodobnie w XVI w., w późniejszym okresie noszono również medaliki w tym kształcie, które miały chronić przed wszelkimi nieszczęściami

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProIdcbe0436818

  

Konferencja firstW dniach 19-20 listopada br. odbyła się w Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego w Warce konferencja naukowa „VII wieków Warki”.

wysocki 02Koniec wieku XVIII i początek XIX to dla Europy okres bardzo burzliwy. Najpierw Rewolucja Francuska potem okres wojen napoleońskich (1803 – 1815) miały całą Europę przewrócić do góry nogami. Sprawcą pożogi wojennej był najsłynniejszy Korsykanin pochodzenia włoskiego - Napoleon Bonaparte, cesarz Francji. Wojna Francji z zaborcami Polski obudziła nadzieje wśród Polaków na odrodzenie państwa. Istotnie, w 1807 roku powstało z pozoru suwerenne Księstwo Warszawskie posiadające konstytucję, sejm, rząd i armię, ale w rzeczywistości było to terytorium zależne od Cesarstwa Francji. Nie przetrwało ono długo. Zniknęło z mapy Europy jak armia Napoleona pod Waterloo w 1815 r. W tym samym roku zakończyły się obrady międzynarodowej konferencji (złożonej z przedstawicieli szesnastu państw europejskich), z racji miejsca gdzie toczyły się spotkania, nazwanej Kongresem Wiedeńskim (wrzesień 1814 – czerwiec 1815). Głównym celem obrad było ustanowienie nowego porządku w Europie. Postanowienia Kongresu dotyczyły także ziem polskich. Z podzielonego Księstwa Warszawskiego powstały: Królestwo Polskie w unii personalnej z Imperium Rosyjskim, Wielkie Księstwo Poznańskie pod panowaniem Prus i Rzeczpospolita Krakowska pod protektoratem trzech zaborców. Warka znalazła się w granicach Królestwa Polskiego. 

Nowoutworzone państwo, potocznie nazywane „Kongresówką” posiadało własną konstytucję, sejm, monetę, szkolnictwo, językiem urzędowym był polski. Car Rosji Aleksander I był jednocześnie królem KP. Utworzone zostało Wojsko Polskie. Na czele armii stanął wielki książę Konstanty Pawłowicz Romanow. Armia składała się z Gwardii Królewskiej, 4 dywizji (po dwie piechoty i jazdy) 3 brygad artylerii, korpusów żandarmerii i saperów. Wojsko posiadało polskie chorągwie i sztandary, odrębne umundurowanie, językiem służbowym był polski. Liczebność w okresie pokoju nie przekraczała 30 tys.

Właśnie w tym burzliwym i niepewnym okresie dziejów przyszedł na świat i dorastał na ziemi wareckiej Piotr Jacek Wysocki, przyszły inicjator powstania listopadowego. Urodził się 10.września 1797 r. w podwareckich Winiarach w zubożałej rodzinie szlacheckiej. Ojcem był Jan, dzierżawca ziemski, herbu Odrowąż, matką Katarzyna z Brzumińskich. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym domu. Do gimnazjum uczęszczał w Warszawie. W przededniu likwidacji Księstwa Warszawskiego powrócił do Winiar i zajął się pracą na roli. Jako 21-letni młodzieniec ochotniczo zgłosił się do służby w nowoutworzonym Wojsku Polskim. Został kadetem w szeregach pułku grenadierów gwardii w Warszawie. W 1824 r. Wysocki został przyjęty do Szkoły Podchorążych Piechoty. Kiedy młody Piotr Wysocki rozpoczynał swoją karierę wojskową, w jego rodzinnych stronach, w Warce pojawiły się tajemnicze odziały polskich żołnierzy z dziwną literką „R” na naramiennikach. Byli to rakietnicy – elitarny korpus artyleryjski, który posługiwał się najnowocześniejszą w owych czasach bronią rakietową.

Pierwowzoru broni rakietowej szukać należy w Chinach, gdzie wynaleziono w IX w. proch i prowadzono pierwsze eksperymenty z jego wykorzystaniem. W XIII w. proch trafił do Europy. Na ziemiach polskich po raz pierwszy polskie rycerstwo zetknęło się z niszczącym działaniem prochu w 1241 r., podczas najazdu Tatarów, którzy przejęli umiejętności użycia gazów i bomb prochowych od Chińczyków. W miarę rozpowszechniania się prochu w Europie pojawiać zaczęła się broń ładowana odprzodowo – pierwsze prymitywne armaty (bombardy, XIV w.), pistolety lontowe (XV w.). Napęd rakietowy używany był w postaci fajerwerków sygnałowych. W II poł. XVII w. na ziemiach polskich pojawiły się pierwsze opisy broni rakietowej („Sprawa rycerska” Marcina Bielskiego). Broń rakietowa używana była w Indiach w czasie walk Hindusów z Brytyjczykami w k. XVIII w. Broń ta została udoskonalona i spopularyzowana przez angielskiego wynalazcę, zainspirowanego hinduskimi rakietami, Williama Congreve’a – stąd też broń tą określa się mianem rac kongrewskich. Anglicy używali z powodzeniem rac kongrewskich w czasie wojen napoleońskich (Lipsk 1813 r.).

Bronią rakietową interesowano się w tym okresie także na ziemiach polskich. Kurier litewski z 1813 r. opisywał działanie rac kongrewskich:
„[…] składają się z żelaznej wydrążonej kuli, do której blaszana rura mająca wiele otworów jest przytwierdzona; długi pręt równie jak u rac pospolitych, służy do utrzymania kierunku i równowagi. Do ich wyrzucania potrzebna jest machina wielkości stosownej, jednym albo kilka końmi sprzężona i opatrzona dwiema rynnami, tak że zawsze na raz dwie race rzucone być mogą. […] Race mniejsze używane w bitwach ważą po 12 funtów i każdy artylerzysta na konia cztery takie sztuki z sobą wiezie; wielkość ich kuli ma wielkość czterofuntowej kuli działowej. Używane do oblężenia twierdz bywają nie równie większe, i gdy pierwsze poziomo, drugie po linii łukowej wystrzelać się powinny. W momencie, kiedy włożone do rynny i zapalone będą, z gwałtownym hukiem, rykoszetniąc i z otworów rury blaszanej rozrzucając na wszystkie strony płomienisty strumień, lecą około 1000 kroków. […] Wyrzucona z rury materja paląca jest smolna, przylega mocno do każdego przedmiotu, zapala go w jednej chwili i jest prawie nie ugaszona. Kiedy materja palna w rurze będąca strawioną zostanie, machina idzie cicho, i w tenczas zapala się masa w samej kuli zamknięta. […] ma płomień tak głęboko przenikający i tak dzielny, że nawet mokre i surowe drzewo, w jasny ogień rozpala. To trwa przez minut 10, a gdy na koniec ta materja spłonie, następuje eksplozja i kula tak pęka jak pospolity granat. Dwadzieścia takich rac, są zdolne bez zawodu rozproszyć regiment liniowej kawalerii […]” – fragm.. za Marcin Sobotka, Suwalskie Stowarzyszenie Miłośników Historii „Penetrator”, Suwałki 2012.

W królestwie Polskim prekursorem użycia rac był Józef Bem , artylerzysta i inżynier wojskowy. Był on autorem raportu, w którym przedstawił swoje eksperymenty przeprowadzone w latach 1815-19 – „Uwagi o rakietach zapalających”. Raport ten trafił do rąk naczelnego wodza Wojska Polskiego księcia Konstantego Romanowa, wielkiego zwolennika tej prekursorskiej broni. Z jego rozkazu 30 sierpnia 1822 r. utworzono I Polski Korpus Rakietników. Dowódcą korpusu mianowano generała Piotra Bontempsa. Korpus podzielony został na Półbaterię Rakietników Konnych pod dow. kpt. Józefa Jaszowskiego i Półkompanię Rakietników Pieszych pod dow. kpt. Karola Skalskiego. Utworzenie I Korpusu Rakietników było ściśle tajne, dlatego też korpus został przeniesiony do Warki i tam skoszarowany. Od początku istnienia Korpus był jednostką elitarną, składającą się z najlepszych artylerzystów. Liczebność formacji wahała się od 170 żołnierzy w 1822 r. do 276 żołnierzy w 1830 r. W składzie Korpusu znajdowało się wielu rzemieślników: ślusarzy, stolarzy, stelmachów itp. Do ich zadań należała produkcja rakiet w warsztatach arsenału oraz naprawa sprzętu. Rakiety wystrzeliwane były z wyrzutni tzw. kozłów kilku rodzajów: kołowych, trójnożnych, pięcionożnych. Józef Bem zaprojektował kilka typów rac kalibru 2,5 cala i 4 cala. Rakiety posiadały różne głowice: zapalające, wybuchowe. Donośność wyrzucanych rakiet sięgała ok. 1500 m dla 2,5-calowych i ok. 2300 m dla 4-calowych. Terenem ćwiczeń były okolice warszawskich Powązek i nadpilickie błonia – zawsze dla zachowania tajemnicy obstawione żandarmami. W drodze na poligon wyrzutnie zamaskowane były plandekami, by ukryć je przed wzrokiem potencjalnych szpiegów.

Rakiety były bardzo niecelne i mało precyzyjne, ale jako nowa, nieznana broń, tworzyły z pewnością duży efekt psychologiczny. Swoją przydatność pokazywały szczególnie podczas oblężenia, gdzie docenić trzeba ich właściwości zapalające. Ze względu na mniejszą masę niż tradycyjna artyleria rakietnicy byli bardziej mobilni.

Pobyt rakietników w Warce pozytywnie wpłynął na rozwój miasta. Konieczność zapewnienia prowiantu dla ludzi i koni wpływała na ożywienie gospodarcze miasta i okolic. Pojawienie się w prowincjonalnym miasteczku młodych, pięknie umundurowanych, przystojnych mężczyzn z pewnością zrobiło ogromne wrażenie na mieszkańcach, a szczególnie na płci pięknej. Stare powiedzenie „za mundurem panny sznurem” zmaterializowało się w Warce. Warczanki podbiły serca wielu bombardierów. W czasie 7 lat w wareckiej parafii węzłem małżeńskim połączyło się ok. 20 par (R. Matyjas). Sam dowódca Półbaterii Rakietników Konnych kpt. Józef Jaszowski uległ urokowi osiemnastoletniej mieszkanki podwareckich Lechanic. Być może podczas wesel gościom przygrywała ośmioosobowa orkiestra dęta złożona z rakietników. Świadkami podczas ceremonii małżeńskich byli mieszkańcy Warki, a także sami rakietnicy – wytworzyła się więc pewna nowa więź społeczna i mówić można o asymilacji żołnierzy z lokalną społecznością.

Niestety pobyt rakietników w Warce zakończył wybuch powstania listopadowego. Korpus został przeniesiony do Warszawy i zakoszarowany na Solcu.

Czy rakietnicy żegnający się z Warką mieli świadomość, że sygnał do walki w pierwszym, po utracie niepodległości, powstaniu narodowym dał, nie kto inny, jak pochodzący z podwareckich Winiar porucznik Piotr Wysocki?

W styczniu 1831 r. na wniosek kapitana Jaszowskiego Półbateria Rakietników Konnych została przekształcona w Baterię 3 Lekką Artylerii Konnej, sprzęt został przekazany rakietnikom pieszym przeformowanym w Kompanie. Po raz pierwszy rakietnicy wzięli udział w walkach pod Wawrem i Grochowem (20 lutego) nie odnosząc sukcesów z użycia rakiet. Dopiero w bitwie pod Olszynką Grochowską (25 lutego) rakiety powstrzymały atak jazdy rosyjskiej. „Rakietnicy zaczynają natychmiast puszczać swoje race na całą równinę, a zwłaszcza na owe masy jazdy rosyjskiej. Pociski te, nieznane wcale rosyjskiemu wojsku, ogromne wrażenie czyniły na ludziach i koniach, ile że to wrażenie powiększone było przez dzień zimowy, szary i juz chylący się do wieczora. Nie ulega wątpliwości, że te race kongrewskie wiele przyczyniły się do zniweczenia ataku jazdy rosyjskiej” – wspominał w swoich pamiętnikach generał Ignacy Prądzyński. Kompania Rakietników Pieszych wzięła udział w obronie Warszawy we wrześniu 1831 r. Do użycia przeznaczono wówczas ok. 1000 rakiet. w kilku rejonach umocnień. Po upadku Warszawy rakietnicy wraz z innymi oddziałami artylerii i saperów przemaszerowali do Prus. Zakończył się prawie dziesięcioletni okres istnienia w Wojsku Polskim sił rakietowych.

W bitwie o Olszynkę Grochowską i w obronie Warszawy brał udział Piotr Wysocki. Mógł widzieć wystrzeliwane w kierunku Rosjan siejące postrach rakiety. Czy miał świadomość, że wystrzeliwują je bombardierzy wyszkoleni w jego rodzinnej Warce?

Cofnijmy się kilka lat do momentu, kiedy Wysocki ćwiczył młodych podchorążych w warszawskiej szkole. Okres nauki zakończył w 1827 r. kiedy otrzymał stopień podporucznika i nominację na instruktora musztry. Ten niewątpliwy sukces zawdzięczał swojej pilności, zdyscyplinowaniu i doskonałemu opanowaniu musztry. Nominacja na oficera po 3 latach nauki była w Szkole Podchorążych dość rzadka. Jeden z podchorążych żartobliwie obliczył, że po to aby zostać generałem musiałby żyć ponad 288 lat.

Wokół jego osoby skupiał się związek kilku młodych wojskowych, którzy za cel obrali sobie wywołanie zbrojnego powstania i oswobodzenie Ojczyzny spod rosyjskiego panowania. Tajne Sprzysiężenie powstało 15 grudnia 1828 r. Zachętą do założenia tajnego związku były nastroje w Królestwie wywołane klęską Rosji w wojnie z Turcją i sądem sejmowym powołanym przez cara Mikołaja I dla osądzenia działaczy oskarżonych o współpracę z Towarzystwem Patriotycznym. Niechęć wśród podchorążych budził sam książę Konstanty, który wprowadził ślepe posłuszeństwo i konstantynowski dryl w samej szkole. Na czele spisku stanął Piotr Wysocki. Surowy nauczyciel, a jednocześnie koleżeński poza służbą „poczciwy Piotr”, gorliwy patriota, ale potrafiący zahamować młodzieńcze zapędy spiskowców autorytet. Już w roku 1829, w maju zaplanowano zamach na cara Mikołaja I przybyłego do Warszawy na koronację na króla Polski. Sam Wysocki był raczej przeciwnikiem królobójstwa, ale czekał na decyzję posłów. Ci stchórzyli bojąc się odpowiedzialności i nieprzewidywalnych konsekwencji zamachu. Młodym podchorążym krew wrzała w żyłach, a Wysocki studził ich zapał. Rok później pojawiła się kolejna okazja. Mikołaj I ponownie zawitał do Warszawy w związku z obradami IV sejmu KP, zaplanowano porwanie Mikołaja I. Znowu na przeszkodzie stanęli posłowie. Sprzysiężenie, które miało być zalążkiem czynu powstańczego stawało się sprzysiężeniem wyczekiwania. Wysocki postanowił działać bardziej samodzielnie – do sprzysiężenia dopuszczono „cywilów” ze środowisk literackich i dziennikarskich. Przyjęty został m.in. podporucznik Józef Zaliwski – energiczny, rzutki i sprytny organizator należący do Wolnomularstwa Narodowego i rozwiązanego Towarzystwa Patriotycznego. Latem do Polski docierać zaczęły wieści o rewolucji we Francji, powstaniu w Belgii, rozruchach w Niemczech, które ożywiły niepodległościowe nadzieje w stolicy. Obawy budziły plany cara Mikołaja I, który zamierzał wysłać armię rosyjską i Wojsko Polskie w celu zdławienia rewolucji na Zachodzie, a po zakończeniu całej operacji znieść konstytucję i wcielić polskie oddziały do armii rosyjskiej. Wobec rozszerzenia się grona wtajemniczonych w spisek, pojawiła się groźba dekonspiracji sprzysiężenia, w listopadzie rozpoczęły się pierwsze aresztowania. Zapadła decyzja o działaniu – Komitet spotkał się z Joachimem Lelewelem, który miał pozyskać dla sprawy powstania „znamienite” osoby, plan działań w stolicy opracował Zaliwski i sam siebie postawił w roli koordynatora. Wyznaczono datę ataku.

29 listopada 1830 r. zapłonął stary browar na Solcu. Choć nie wszystko poszło tak, jak było zaplanowane (a właściwie jakie były oczekiwania) „bitwa łazienkowska” – największe starcie zbrojne Nocy Listopadowej – i „długi marsz” od Belwederu do Arsenału przy decydującej roli Wysockiego i jego podchorążych (za swoim nauczycielem ruszyło 160 spośród 219) zapoczątkowały powstanie. „Czy zastanowiliście się, czy będziecie w możliwości potęgę Rosji skruszyć?” pytał sędziwy już wówczas Niemcewicz Piotra Wysockiego. Wydaje się, że Piotr Wysocki nie znał odpowiedzi na to pytanie. „On strącił tylko na stromy stok pierwszy wielki głaz. Jak wielką głaz ten pociągnie za sobą lawinę, dokąd ona dojdzie i z jakich składać się będzie kamieni, o tym Wysocki już nie myślał” trafnie zauważa Tadeusz Łepkowski.

Noc Listopadowa, działania podchorążych i samego Wysockiego odbiły się szerokim echem w stolicy, wywołując euforię i wielki entuzjazm wśród mieszkańców. Wysocki w jednej chwili stał się sławnym bohaterem. Odżyły nadzieje, że pod komendą naczelnego wodza, wraz z innymi oficerami doprowadzi do wyzwolenia kraju. Niestety wodzem został gen. Józef Chłopicki – zwolennik pertraktacji i rokowań, a nie walki zbrojnej z carską Rosją. Popularność Wysockiego w stolicy przeszkadzała w realizacji jego polityki. Już w grudniu Piotr Wysocki odprawiony ze stolicy został inspektorem gwardii ruchomych w sandomierskiem. Po detronizacji cara Mikołaja I i proklamowaniu niepodległości w końcu stycznia 1831 r. rozpoczęła się regularna wojna z Rosją. Piotr Wysocki został wezwany do Warszawy, otrzymał nominację na stopień kapitana, a potem został adiutantem nowego Naczelnego Wodza gen. Jana Skrzyneckiego. Jako oficer 7. Pułku piechoty Wysocki wziął udział w bitwach pod Dobrem i Grochowem (luty 1831 r.). Otrzymał Krzyż Złoty Orderu Virtuti Militari. Wziął udział w misji wołyńskiej u boku gen. Józefa Dwernickiego. Mimo zwycięskiej bitwy pod Boremlem (kwiecień 1831 r.) korpus Dwernickiego wraz z majorem Wysockim przekroczył granicę z Austrią. Piotr Wysocki uniknął internowania i w maju ponownie zameldował się w Warszawie. Tu otrzymał dowództwo nad 10. Pułkiem Piechoty, zapanował dla niego okres swego rodzaju bezczynności militarnej – szkolił i wychowywał swoich podwładnych. Po klęsce w bitwie pod Ostrołęką (26 maja) polska armia straciła strategiczną inicjatywę, niezbyt zresztą aktywną. W sierpniu Wysocki został zakwaterowany na Woli. Do Warszawy zbliżały się rosyjskie oddziały Paskiewicza. Kolejny Naczelny Wódz, gen. Jan Krukowiecki, tak jak jego poprzednicy szukał możliwości porozumienia się z Rosją. W obozie polskim ścierały się dwie odmienne koncepcje: walki i negocjacji z Rosją. Pojawiły się plany zamachu stanu i obalenia dotychczasowych przywódców powstania. Piotr Wysocki jak zawsze był lojalny wobec legalnej, polskiej władzy, nawet jeśli nie zgadzał się z jej polityką, odmawiał udziału w zamachu stanu. Gen. Jan Krukowiecki, mimo nieprzychylnej opinii opozycji, podjął próbę rokowań z Paskiewiczem. Wykorzystał popularność Piotra Wysockiego - wiedział, że „poczciwy Piotr” nie odmówi - i skłonił go do udziału w negocjacjach, wraz z gen. Prądzyńskim. Rozmowy zakończyły się fiaskiem. 6 września 1831 r. rozpoczął się szturm na Warszawę. Podczas jej obrony Wysocki walczył na Woli, u boku gen. Józefa Sowińskiego w obronie reduty nr 56. Raniony odłamkiem granatu, ze zwichniętą nogą przeniesiony został do pobliskiego kościoła – tam dostał się w ręce Rosjan. Dwa dni później Rosjanie wkroczyli do Warszawy. Obrona Warszawy była ostatnim militarnym epizodem powstania, choć polskie oddziały poddały się dopiero 21 października. Klęska powstania stała się faktem. Jednak dla Piotra Wysockiego, koniec powstania oznaczał początek prawdziwej męczeńskiej drogi jaką musiał pokonać w swoim życiu, podczas której wykazać się musiał niezwykłą wolą życia oraz wielkim hartem ducha i ciała.

Po uwięzieniu przez Rosjan Wysocki został wyleczony i jako „więzień stanu” osadzony w twierdzy w Bobrujsku. Tam zakuty w kajdany oczekiwał na wyrok. 29 października 1831 r. usłyszał pierwszy i nie ostatni w swoim życiu, wyrok śmierci. Śmierć przez ćwiartowanie. Wyrok ten gen. Fabian von Sacken zamienił na powieszenie. Okrutne oczekiwanie na wyrok trwało. Car Mikołaj I uznał, że tak szybkie zakończenie sprawy Wysockiego jest zbyt prostym rozwiązaniem. Potrzebował pokazowego procesu o szerokim rozdźwięku, dlatego anulował wyrok bobrujski. Skazańca przewieziono w początku 1832 r. do Królestwa i osadzono w twierdzy w Zamościu, a w listopadzie 1832 r. w Warszawie – przykuty łańcuchem do ściany w dawnym klasztorze karmelitów, oczekiwał na śledztwo. Śledztwo trwało grubo ponad rok. Żaden adwokat nie chciał dobrowolnie podjąć się obrony Piotra Wysockiego, bronił go adwokat z urzędu. Wysocki nie dał się złamać, podczas śledztwa i przesłuchań trzymał się zasady „brać wszystko na siebie, osłaniać innych”. Proces odbył się w drugą rocznicę Nocy Listopadowej, zapewne specjalnie wybrano tą datę – 29 listopada 1833 r. „ Nie spodziewam się za moje czyny otrzymać żadnej łaski ani darowania winy mojej” - tak miały brzmieć ostatnie słowa Wysockiego przed sądem. Wyrok śmierci zapadł jednomyślnie – śmierć przez powieszenie. Śmierć zajrzała mu w oczy po raz drugi. Nie prosił o łaskę, odmówił podpisania prośby o ułaskawienie: „Nie dlategom broń podjął, ażebym prosił Cesarza o łaskę, ale dlatego, żeby jej mój naród nigdy nie potrzebował”.

Wyrok nie został wykonany, jakżeż męczące psychikę musiało być dla skazańca oczekiwanie na śmierć… Car Mikołaj inaczej jednak widział dalsze losy Polaka. Dopiero po 10 miesiącach ukaz carski z 16 września 1834 r. zmienił wyrok sądu: zamiast śmierci – zesłanie na Sybir na 20 lat ciężkich robót.

Na początku czerwca 1835 roku Piotr Wysocki dotarł do Aleksandrowska, 70 km na płn.- wsch. od Irkucka. Miał tam pracować w miejscowej gorzelni. Szybko zrodził się plan ucieczki. Myśl o spędzeniu 20 lat poza ojczyzną była dla Wysockiego nie do zniesienia. Powodem podjęcia próby ucieczki była, jak sam po kilkudziesięciu latach wspominał, „nieograniczona i niczym nie zwalczona chęć powrócenia do Europy lub usunienia się od świata”. Niestety nie nastąpiło ani jedno – powrót do Europy, ani drugie – śmierć. Uciekinierzy zostali schwytani. Kolejne śledztwo i wyrok po wielu miesiącach: zesłanie na trzy lata do Akatui, obozu karnego i 1000 uderzeń szpicrutami. Szczególnie ta druga kara, będąca swego rodzaju pohańbieniem dla szlachcica, musiała być dla Piotra Wysockiego dotkliwa. Szpaler rosyjskich żołnierzy wykonał karę. Tylko niesamowicie żelazne zdrowie pozwoliło zesłańcowi przeżyć okrutne cięgi.

W początkach 1836 r., przykuty do taczek w kopalni rudy w Akatui rozpoczął Piotr Wysocki swoją katorżniczą pracę. Tak ją wspominał: „ja miałem młot 14 funtów wagi, kułem nim skałę i chciałem zamordować się, a nie zamordowałem”. Trwała ona do ok. 1842 r. Wtedy otrzymał zezwolenie (prawdopodobnie bez zgody Petersburga) na wolne osiedlenie się w Akatui. Zamieszkał w skromnym domu w Zakrajce, zajmował się pracą na roli i wyrobem mydła – zatrudniał nawet kilku czaladników. Małe kwadratowe kostki mydła z napisem „P.W. Akatuja” znane były na Syberii. Szybko zyskał sobie sympatię i poważanie wśród okolicznych mieszkańców. „Poczciwy Piotr” traktowany był jako „ojciec i dobroczyńca”.

Po klęsce Rosji w wojnie krymskiej (1853 -1856), w przededniu odwilży sewastopolskiej decyzją generał-gubernatora kraju zabajkalskiego Wysocki otrzymał paszport i zezwolenie na powrót do Królestwa Polskiego (24 lipca 1857 r.). Po trzech miesiącach stanął na Rynku w Warce. Ostatnią urzędową adnotację w jego paszporcie pozostawił Burmistrz miasta Warki: „okaziciel niniejszego biletu przybył do miasta Warki dnia 15/27 października 1857 r.” Zakończył się niezwykle tragiczny i ciężki okres życia Piotra Wysockiego – całe swoje dorosłe życie, między 37 a 60 rokiem życia spędził na zesłaniu. Dla większości ludzi jest to czas rozkwitu, realizacji marzeń, stabilizacji, czas spędzony rodzinnie w otoczeniu potomstwa, wśród znajomych i przyjaciół. Dla Piotra Wysockiego ten czas minął zgoła inaczej – w okresie tym towarzyszyło mu nieludzkie cierpienie i przerażająca samotność. Czy powrotowi towarzyszyła radość? Z pewnością. Czy miał świadomość, że powrócił do kraju, miasta pozornie znajomego, ale jakże innego, odległego temu co tkwiło w jego pamięci? Warkę opuścił w wieku 21 lat, od tej chwili do powrotu minęło 39 lat – to przecież prawie dwa pokolenia! Czy ludzie, których pamiętał jeszcze żyli? Czy wśród żyjących byli tacy, którzy pamiętali o Wysockich z Winiar, o rakietnikach? Rzeczywistość okazała się trudna.

Pierwsze dni spędził u nowego właściciela Winiar Kurtza, potem przeniósł się na inny skraj miasta do młynarza Jodłowskiego. W jednym z listów z 1859 r. pisał: „Ja tu żyję jak pustelnik […] do tego stopnia samotność mną opanowała, że mieszkając za miastem u poczciwego młynarza, nawet, prócz do kościoła […] przeszło od czterech miesięcy nie byłem w miasteczku, w którym, prócz burmistrza i jego sekretarza, i doktora, nikogo a nikogo nie znam. Zabawą moją są książki i spacer”.
Piotr Wysocki przybył do Warki właściwie bez żadnych funduszy, ale powrót słynnego powstańca zmobilizował okoliczne ziemiaństwo. Za sprawą rodzin Suskich i Kicińskich zebrane zostały środki na czterdziestomorgową działkę ze skromnym domem. Działkę tą, nazywaną „wójtostwem”, przekazano Piotrowi Wysockiemu. Życie poczciwego Piotra toczyło się powoli, częściowo pod nadzorem władz – musiał co tydzień meldować się na posterunku żandarmerii w Górze Kalwarii. Ciężko było schorowanemu i samotnemu mężczyźnie prowadzić małe gospodarstwo, dlatego zgodził się, by zamieszkał z nim murarz Andrzej Tabaczyński z żoną Julią. O ile biedny murarz był pomocną dłonią w pracy na roli, to jego żona zawłaszczyła sobie gospodarstwo domowe i wykorzystując bezwzględnie dobroć i ustępliwość Piotra, zarządzała jego finansami nie zawsze uczciwie. Piotr z pokorą znosił jej rządy, nie skarżył się na dość skromny jadłospis (chleb, ziemniaki i kapusta) jaki oferowała kuchnia Julii. Czasem, kiedy miarka się przebrała dochodziło do kłótni, o czym dowiadywało się pół Warki z racji donośnego i tubalnego głosu majora. Paczki, które mieszkańcy Warki wysyłali dla Piotra padały łupem pazernej Julii. Wysocki rzadko korzystał z zaproszeń mieszkańców na obiady, unikał wizyt, wolał samotność. Utrzymywał kontakty z wareckimi proboszczami. Często odwiedzał ks. Wronikowskiego, u którego pijał czerwony barszczyk – jego ulubiony napój. „Herbata jest moskiewska, kawa turecko-francuska, a barszczyk to napój czysto polski” jak mawiał. Oferty małżeńskie napływające od ziemianek odrzucał, wybierał samotność.

Piotr Wysocki sporo czasu spędzał na lekturze i pisaniu. Jego zainteresowania krążyły wokół historii. Mimo, że rękopisy Wysockiego nie zachowały się do naszych czasów to wiemy, że obejmowały najstarszy zakres dziejów Polski i okres powstania listopadowego. Zapewne pasja historyczna Wysockiego spowodowała, że zorganizował on w 1859 r. przeniesienie szczątków książąt mazowieckich ze zrujnowanego kościoła dominikańskiego do kościoła franciszkańskiego. Sam też ufundował pamiątkową tablicę.

Uczestnik powstania listopadowego miał bardzo sceptyczne podejście do powstania styczniowego. Zdecydowanie odmówił udziału w walce, kiedy wysłannicy Organizacji Narodowej zaproponowali mu dowództwo jednego z oddziałów. Powstanie uważał za przedwczesne i bez szans powodzenia. Romantyczne uniesienia młodego adiutanta Naczelnego Wodza przegrały z pozytywistycznym realizmem starego weterana.
Na stałe wpisał się w warecki pejzaż – nieco zapomniany stary człowiek w skromnym odzieniu, ale zawsze w wysokich butach i nieodłącznej granatowej konfederatce, której „zdjąć nie myśli, a odebrać nie pozwoli nawet gubernatorowi, choćby miał paść trupem”.

Z wiekiem opuszczały Piotra Wysockiego siły, ubywało mu energii, podupadał na zdrowiu, pojawiły się problemy ze wzrokiem. Nie skarżył się, nie oczekiwał pomocy, nie chciał być dla nikogo ciężarem.
Coraz trudniej było mu pracować w gospodarstwie, stopniowo popadał w długi, zmniejszyło się grono chętnych do pomocy staremu, zapomnianemu weteranowi. Zmuszony trudną sytuacją finansową musiał sprzedać swój majątek. Pieniądze pozostałe po spłaceniu długów planował przeznaczyć na swoje utrzymanie w jednym z warszawskich przytułków. Niestety, nie doczekał tej chwili – zmarł 6 stycznia 1875 r. Pochowany został na wareckim cmentarzu.

Wydaje się, że w świadomości kolejnych pokoleń pamięć o Piotrze Wysockim została „zredukowana” jedynie do Nocy Listopadowej, tak jakby bobrujski wyrok śmierci został wykonany , jakby zniknął z areny dziejów. Przecież, jak zauważa T. Łepkowski, po krótkiej i świetlanej Nocy Listopadowej przeżył długą noc kilkudziesięcioletnią. Na szczęście mieszkańcy Warki pamiętają Piotra Wysockiego. Jego imię noszą dwie tutejsze szkoły. Uczniowie LO im Piotra Wysockiego opiekują się grobem bohatera. W 1970 roku w miejscu, gdzie znajdował się dom Piotra Wysockiego, przy ulicy Wójtowskiej osłonięto pamiątkową tablicę. W 2007 roku, w 150. rocznicę powrotu z zesłania do Warki - odsłonięty został pomnik Piotra Wysockiego. Rok 1830 to ważna data w historii Warki, w roku tym krzyżują się losy rakietników, którzy spędzili młodość w Warce i młodego podporucznika, który młodość stracił skazany na kilkudziesięcioletnie życie na wygnaniu w samotności.

Piotr Kupnicki

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProId24417aa699

image 0405Początki intensywnego rozwoju Warki możemy znaleźć już w XV wieku. Dogodne położenie na skrzyżowaniu dróg: wodnej – Pilica uchodząca do głównej rzeki Polski Wisły – oraz lądowej – szlak wiodący z Krakowa przez Radom, Warkę do Torunia i przez Czersk do rozwijającej się Warszawy znacząco wpływało na rozwój handlu. Już w 1456 r. z nakazu króla, Warka (obok Warszawy, Grójca, Rawy), jako miasto leżące przy drodze toruńskiej, zobowiązana była do sprowadzania soli bocheńskiej. W latach następnych zarządzenie to zostało ponowione. W 1478 roku wareccy piwowarzy otrzymali od księcia Bolesława V prawo wyłącznej sprzedaży piwa w piwnicy warszawskiego ratusza. W parze z rozwojem przedsiębiorczości i operatywności w handlu mieszkańców Warki szedł rozwój oświaty i nauki. Bogacący się wareccy mieszczanie dbali o wykształcenie swoich potomnych. Od początku 1400 roku w gronie studentów Akademii Krakowskiej znajdowali się pochodzący z Mazowsza, także z Warki. W latach 1400 – 1525 wśród scholarów tej zacnej uczelni było 24 z Warki (dla porównania z Płocka 50, z Sochaczewa 29, z Ciechanowa 24). O poziomie wykształcenia mieszkańców Warki świadczy też działalność Mikołaja Suledy, absolwenta szkoły kolegiackiej w Łowiczu, burmistrza miasta, zajmującego się kopiowaniem ksiąg – spod jego ręki wyszedł słynny Kodeks Świętosława (Suledo) porządkujący w jednej księdze prawa koronne i mazowieckie, posiadacza własnego księgozbioru.

Wiek XVI to okres rozkwitu Warki. Jak podaje „Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”: „W drugiej połowie XVI w. Warka jest po Warszawie pierwszym miastem w dawnej ziemi czerskiej i warszawskiej. Czersk i Grójec nie mogą iść w porównanie z ruchliwą Warką”.
Dużym bodźcem, może nawet decydującym o rozwóju Warki i innych miast Mazowsza, było jego włączenie do Korony w 1526 roku (inkorporacja ogłoszona na sejmie piotrkowskim w 1529 r.). Mazowsze zostało podzielone na trzy województwa: rawskie, płockie i mazowieckie – w tym ostatnim znalazła się Warka jako siedziba powiatu (jednego z 22). Dzięki inkorporacji Mazowsza Warka dołączyła do grona 35 miast królewskich woj. mazowieckiego.
Starostwo niegrodowe wareckie powstało ok. 1536 roku. Było częścią składową tzw. „Oprawy Polskich Królowych”, a konkretnie mazowieckiej oprawy królowej Bony (1494 – 1557), żony Zygmunta I Starego (1467 – 1548). To tzw. „mazowieckie państwo” Bony, na które składało się ponad dwadzieścia starostw (35 miast, 253 wsi, 98 folwarków i 230 młynów), przynosiło w 1555 roku 30 tys. złotych dochodu rocznie. Wyznaczani przez królową w latach 1536 – 56 starostowie sprawnie administrowali jej dobrami przyczyniając się do ich rozwoju gospodarczego. Wareckie starostwo składało się z miasta Warki (60,25 włóki), wsi Piaseczno z folwarkiem (20,5 włóki) oraz wsi Stara Warka z folwarkiem (26 włók) i przynosiło ponad 867 złotych dochodu. Dla porównania dochody z Czerska wynosiły 292 a z Grójca 366 złp. (1566 r.). Było to starostwo niegrodowe, oddane w dzierżawę dożywotnią. Dzierżawca (starosta) miał uprawnienia sądowe i administracyjne – co oznaczało, że miał wpływ na obsadę władz miejskich m. in. urzędu burmistrza.

W XVI – XVIII wieku dobra królewskie tzw. „królewszczyzny” (starostwa) były co jakiś czas wizytowane przez specjalne komisje, które dokonywały oględzin, kontroli i opisu stanu dóbr. Przyjrzyjmy się takiej lustracji dotyczącej Warki z roku 1564. Przytacza ją Hipolit Gawarecki w „Opisie miasta Warki”:

„Lustracja z roku 1564 przekonywa dostatecznie o dawnej zamożności miasta Warki w domy i ludność. Komisarz do rewizji wyznaczony, wyliczywszy na stronie królewskiej domów 236, dodaje nawiasowo, że prócz tych wójtowskich było 20, panów Ciołków 15, księży Dominikanów 24, do kustodii należących22, plebańskich 22, na gruncie miejskim walnych 36, zatem w tym roku w ogóle liczyła Warka w obwodzie swoim domów 375. W miarę takowych, była i ludność znaczna, żałować wypada, iż jej wynaleźć rzeczą jest niepodobną” .

Rzeczywista liczba domów mogła być większa, ponieważ lustracja nie zawierała spisu mieszkańców zwolnionych z podatku tzw. libertowanych.
Na podstawie liczby domów możemy oszacować liczbę mieszkańców Warki w tym okresie na 2,5 – 3 tys. Dla porównania Rzeczpospolita liczyła wówczas 7,5 mln a Warszawa 13 tys., Lublin 10 tys. – były to duże miasta. Warkę należałoby umieścić w gronie miast średnich. Głównym zajęciem mieszkańców tego okresu był handel i rzemiosło.

Wspomniana lustracja zawiera spis wareckich rzemieślników. Możemy się przyjrzeć strukturze wareckiego rzemiosła. Na stronie królewskiej było ich 192: szewców 62, piwowarów 30, czapników 13, kuśnierzy 10, krawców 10, piekarzy 10, kowali 8, sukienników 8, prasołów 7, iglarzy 5, paśników 4, ślusarzy 4, kotlarzy 3, rymarzy 3, zameszników 2, złotników 2, zdunów 2, bednarzy 2, siodlarz 1. Jak widać dominowała branża skórzana (paśnicy, siodlarze, rymarze, kuśnierze, zamesznicy, szewcy – z ogromną dominacją tych ostatnich), sukiennicza oraz piwowarska, która zaspokajała nie tylko miejscowe potrzeby, ale także rozwijającej się Warszawy. Podatek roczny wareckich szewców w 1569 r. wynosił 6 zł, dla porównania cena pary butów w tym okresie to ok. 3 gr. Rozwój temu rzemiosłu zapewniały przywileje królewskie: Stefana Batorego (1576 – 1586), Zygmunta III (1587 – 1632) oraz Jana Kazimierza (1648 – 1668). Dodatkowo lustracja wymienia na Pilicy 8 młynów królewskich i 2 folusze. Istotnym czynnikiem rozwoju miasta nadal był handel solą. Sławne były tutejsze targi i jarmarki, na które przybywali kupcy z okolicznych stron. Ogromną rolę odgrywała Pilica jako podstawowa droga handlowa. Miasto posiadało przywilej na 6, a później 9 jarmarków w ciągu roku – co ciekawe, zaczynały się w środę oraz 2 targi w tygodniu. Tradycja dwóch targów i środy targowej przetrwała w Warce do naszych czasów.
W okresie XVI – XVII wieku miasto otrzymało szereg przywilejów, które sprzyjały rozwojowi miasta, regulowały dochody i zasady handlu i poboru ceł - np. przywilej Zygmunta Augusta (1566) dotyczący zasad handlu, wystawienia łaźni; Zygmunta III (1597) zezwalający mieszkańcom Warki budowy na Pilicy mostu i poboru cła na rzece; Władysława IV (1647) określający wysokość cła pobieranego przez obywateli miasta.

Jeszcze na początku XVII wieku Warka wydawała się bogatym i ludnym miastem. Nieco idylliczny opis miasta znajdujemy w „Opisie Mazowsza Jędrzeja Święcickiego” (oryg.: „Topographia Siue Masoviae Descriptio. Authore Andrea Swiecicki…”) wydanego w 1634 r. Autor zamieszkiwał pobliską Ostrołękę i był dzierżawcą połowy wójtostwa należącego do Dominikanów:
„Zaraz opodal widać miasto Warkę, szeroko rozbudowane i o dużej liczbie mieszkańców; prawie cały ten okręg nadpilicki wypełniają urodzajne ogrody i on to zaopatruje pobliskie miasta w ogromne ilości ogórków, cebuli i wszelkiego rodzaju jarzyn. Sama Warka może się poszczycić znaczna liczba rodzin doskonałych rzemieślników, również sześciu kościołami i siódmym bardziej okazałym z klasztorem zakonu dominikanów, w którym znajdują się godne widzenia grobowce książąt mazowieckich Trojdena i Siemowita, jak również siostry Witolda Anny.”

II połowa XVII wieku przyniosła stopniowy upadek miasta. Ogólna sytuacja gospodarcza w Rzeczpospolitej spowodowana licznymi wojnami zahamowała rozwój miast w Polsce, dotyczyło to również Warki. Miasto pustoszyły zniszczenia i pożary: 1607 rokosz Zebrzydowskiego, II wojna północna, tzw. potop szwedzki 1655 – 60, pożary 1616, 1650, 1656. Były one na tyle uciążliwe ( w 1650 roku spłonęło 250 domów i klasztor Dominikanów), że w roku 1678 zwolniono mieszkańców Warki na 8 lat z płacenia podatków. Nie zmieniło to jednak sytuacji miasta, które stopniowo ubożało i wyludniało się. Warka nie odzyskała już swojej świetności z okresu XVI i pocz. XVII w. Sto lat później, w 1765 r. w mieście znajdowały się zaledwie 24 domy. Poziom zaludnienia z II poł. XVI w. Warka osiągnęła dopiero w połowie XIX, wówczas miasto liczyło 2557 mieszkańców i posiadało zaledwie 156 domów (1844)…

Piotr Kupnicki

 

Słowniczek:
Folusz – warsztat rzemieślniczy wytwarzający tkaniny wełniane. W procesie produkcji (folowania) potrzebne były duże ilości wody do nawilżania tkaniny i napędzania urządzenia, dlatego warsztaty te znajdowały się przy wydajnych ciekach wodnych.
Włóka – miara powierzchni gruntu ornego równa 30 lub 33 morgom. Jedna morga to obszar ziemi, jaki jeden człowiek może w ciągu jednego dnia zaorać lub skosić czyli ok. 0,5 hektara. Jedna włóka równa była ok 15 -16 hektarom.
Prasoł – prasół, kupiec zajmujący się sprzedażą soli.
Zamesznik – garbarz wyspecjalizowany w wyprawianiu zamszu.
Paśnik – rzemieślnik zajmujący się wyrabianiem pasów.
Rymarz – rzemieślnik zajmujący się wyrabianiem uprzęży konnych.

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProId08b8416ce8

vii wiekow 09 001„Nowe nastają czasy, niestety, aż nadto prozaiczne czasy: jakiś wewnętrzny niepokój trawi społeczeństwo ludzkie i odwraca je od rzeczy idealnych i podnioślejszych ku rzeczom poziomym, materialnym i ziemskim”.

„Przeżywamy czasy niezwykłe, coś się na świecie zepsuło: rozlała się wśród społeczeństwa szerokim potokiem niesłychana dotąd nienawiść. Tworzą się różne wzajemnie się zwalczające partje: brat występuje przeciwko bratu… że doprawdy, patrząc na to co się dzieje, człowiekowi i żyć już nie miło. Nienawiścią przejęci ludzie błotem obrzucają naszą przeszłość, co gorsza są już tacy, co tchną nienawiścią do własnej ojczyzny i do swoich rodaków”.

Słowa te napisał ksiądz Marceli Ciemniewski w latach dwudziestych ubiegłego wieku we wstępie do „Dzieje miasta Warki” i w słowie wstępnym do pierwszego numeru „Gawęd Wieczornych”. Minęło prawie sto lat od wydania tej publikacji, a słowa te stają się niestety w naszych czasach coraz bardziej jakże aktualne i prawdziwe. Kim był ksiądz Marceli Ciemniewski – wizjonerem czy wnikliwym obserwatorem swoich czasów, a jednocześnie „gorliwym kapłanem, żarliwym patriotą, miłośnikiem Warki”?

Okres przełomu wieków, aż do lat dwudziestych ubiegłego wieku był w Polsce, Europie i na świecie bardzo burzliwy. Rozwój ruchu komunistycznego i powstanie na przełomie wieków partii komunistycznych w Rosji i w Królestwie Polskim, klęska Rosji w wojnie z Japonią (1904 – 1905), rewolucja w Rosji i jej echa w Polsce (1905), wreszcie I wojna światowa i niszcząca pożoga niespotykana dotąd w Europie jej towarzysząca oraz rewolucja październikowa w Rosji, której konsekwencją było powstanie ZSRR, pierwszego w świecie państwa komunistycznego, odzyskanie niepodległości i walka o granicę II RP (1918 – 1920), budowa nowego państwa i trudności jej towarzyszące m. in. hiperinflacja i reforma walutowa (1924). Wszystkie te wydarzenia w stopniu większym lub mniejszym odbiły się echem lub bezpośrednio dotyczyły Warki, małego biednego miasteczka nad Pilicą, którego lata chwały dawno już przeminęły. Proboszczem parafii wareckiej św. Mikołaja Biskupa w tym okresie był ks. Marceli Ciemniewski. Funkcję tą objął w 1897 r. i sprawował ją aż do śmierci w 1927 r.

Ród Ciemniewskich herbu Prawdzic wywodził się z Ciemniewa - małej wioski nad rzeczką Soną, nieopodal Ciechanowa na północnym Mazowszu. Protoplastą rodu był Jakub z Gołymina, wojewoda mazowiecki (II poł. XVI w.) zwany także Jakubem z Ciemniewa.

Marceli Melchior Baltazar urodził się w Warszawie 3 stycznia 1862 r., rodzicami byli Eugeniusz i Honorata z Janczewskich. Ojciec był nauczycielem przedmiotów filologiczno-historycznych w Łomży, potem wykładowcą w warszawskich gimnazjach i na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Filologiczno-Historycznym jako znany i uznany „profesor-starożytnik”. Zainteresowania historią połączył z pasją do języków obcych, których opanował aż 12!. Marceli miał pięcioro rodzeństwa ( wśród nich był utalentowany Manswet, matematyk i Michał, prawnik). Nauki początkowe odbywał w rodzinnym domu. Wtedy zapewne kształtowało się jego zamiłowanie do historii, szacunek dla tradycji. Po ukończeniu gimnazjum wstąpiłd o seminarium Duchownego. W wieku 22 lat otrzymał święcenia kapłańskie i został wikariuszem w Szymanowicach, wsi nad Prosną w jednym z powiatów w zachodniej części guberni kaliskiej.

W 1885 r. został przeniesiony do Studzieńca k/Mszczonowa. Mieścił się tu zakład dla małoletnich przestępców pod opieką Towarzystwa Osad Rolnych i Przytułków Rzemieślniczych. Był to pierwszy na ziemiach polskich „poprawczak”, pewnego rodzaju eksperyment wychowawczy (otwarty w 1876 r.). Ks. Marceli stanął na czele filialnej parafii, do której należał kościółek pw. św. Stanisława Kostki, patrona młodzieży. Pełnił funkcję kapelana i z powodzeniem prowadził działalność duszpastersko-wychowawczą. Pozostał tam przez 10 lat. Współpracował z wieloma dyrektorami. Jednym z nich był Władysław Skłodowski, ojciec przyszłej noblistki Marii. W zakładzie wychowankami była młodzież z biednych, głównie wiejskich rodzin, zwykle byli to analfabeci deklarujący wiarę katolicką, ale najczęściej nie znający pacierza i nie umiejący się przeżegnać. Trafiali do ośrodka w głównej mierze za przywłaszczenia i kradzieże. Ksiądz Marceli resocjalizował ich od podstaw: uczył pisać i czytać, uczył ich pacierza. Prowadził wykłady, które były formą pogadanki, gawędy o życiu codziennym, o rodzinie, o samodoskonaleniu się, o potrzebie modlitwy, o życiu wśród ludzi i sąsiadów. Młodzi ludzie obok nauki uczyli się pracy w gospodarstwie rolnym, poznawali tajniki wielu rzemiosł: ciesielstwa, kowalstwa, krawiectwa, stolarstwa, szewstwa itp. Ksiądz Ciemniewski jako nauczyciel, ale także jako kapelan i spowiednik znał swoich wychowanków dogłębnie. Była to dla niego ogromna porcja wiedzy i doświadczenia z dziedziny psychologii i socjologii. Po latach, kiedy został już proboszczem w Warce potrafił wykorzystać to doświadczenie wnikliwie analizując społeczeństwo wareckie i problemy mieszkańców miasta.

Proboszczem w Warce został 4 lutego 1897 r. Jak wyglądała wówczas Warka? Na przełomie wieków Warka była nieco ponad 5-tysięcznym miastem, przed wybuchem I wojny światowej liczba mieszkańców wzrosła do prawie sześciu tysięcy (5940 w 1910 r.). Po zakończeniu wojny, u progu dwudziestolecia liczyła 4306 mieszkańców (1921 r.). W okresie tym największą grupą wyznaniową byli Żydzi – w 1921 r. stanowili 50,5 procent społeczeństwa (2176 ), na drugim miejscu byli katolicy (1944), pozostali to ewangelicy (175). W mieście znajdowało się 306 budynków. Warka była niewielkim ośrodkiem handlu i rzemiosła obsługującym najbliższą okolicę.

Ks. Ciemniewski od początku swojej pracy w nowej parafii dał się poznać jako gorliwy kapłan i troskliwy gospodarz. W latach 1900 – 1914 zajął się restauracją podupadłego kościoła parafialnego. Kościół z zewnątrz zyskał nowy wygląd, został nieco podwyższony i ozdobiony wieżyczką zakończoną sygnaturką. Wymieniono organy, zbudowano murowany chór. Na arkadzie przedzielającej główną nawę, w miejscu zdjętego krucyfiksu powstało malowidło przedstawiające Matkę Boską z Dzieciątkiem. Autorem dzieła był artysta Jan Wojtasiak (1871 – 1926), mający swój warsztat w Warce. On też był twórcą dwóch figur - św. Mikołaja i św. Jana Chrzciciela w starym renesansowym ołtarzu oraz dwóch bocznych ołtarzy: św. Mikołaja i św. Anny. Kaplica św. Barbary otrzymała polichromię. Skarpa wzgórza kościelnego została wzmocniona, a cały teren otoczony murem z czterema kapliczkami. Proboszcz planował poświęcić je patronom kościołów istniejących niegdyś w Warce.

Ks. Marceli Ciemniewski dzielił obowiązki proboszczowskie z pracą twórczą. Zaraz po objęciu probostwa został jednym z czołowych publicystów „Przeglądu Katolickiego” (1863 – 1939). Jego publikacje wpisywały się w ówczesny program czasopisma, którego celem była: „obrona świętej wiary naszej przeciwko napaściom sofistów nowożytnych i pomaganie w podtrzymywaniu umysłowej naszych czytelników jedności z życiem całego Kościoła Bożego”. Pisał także do innych periodyków m.in. do tygodnika „Myśl Katolicka”. Współpraca z „Przeglądem Katolickim” zaowocowała wydaniem w 1914 r. w serii „Biblioteczka Katolicka” dwóch utworów księdza Ciemniewskiego – jasełka „Noc Bożego Narodzenia” i „Trafiła kosa na Kamień”. W 1906 r. ukazała się praca Ciemniewskiego wydana w formie broszury pod wymownym tytułem „Kiedy nastąpi Koniec Świata” – swego rodzaju wizja epoki schyłku świata. Inspiracją dla kapłana do napisania tej książki były wnioski wyciągnięte z obserwacji wydarzeń z przełomu wieków i początku XX w. Masowo powstające ruchy socjalistyczno – komunistyczne, rewolucja w Rosji i jej echa, docierające nawet do Warki w postaci socjalistów, którzy „nawiedzili też i nasze miasteczko ze swoim czerwonym sztandarem, a to w celu werbowania dla siebie zwolenników”- jak pisał. Były dla niego zagrożeniem dla Kościoła i powodowały odstąpienie od wiary katolickiej. „Nie chcę zbyt nad socjalizmem w mej książeczce się rozwodzić, gdy bowiem zniknie zepsucie obyczajów, sam przez się wkrótce upadnie”. Jednak to właśnie socjalizm wg księdza był największym zagrożeniem dla świata. Wskazywał też inne znaki mówiące o zbliżającym się końcu świata m.in. wojny i klęski elementarne (trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów). Źródłem, do którego się odwoływał była Biblia, a szczególnie Nowy Testament.
W 1908 r. ks. Marceli został kanonikiem Kapituły Metropolitarnej Warszawskiej. Przyznanie tej godności było dowodem uznania dla jego 11-letniej działalności jako proboszcza parafii, troski o kościół, a także twórczości publicystycznej. Było to ogromne wyróżnienie, bowiem został przyjęty do elity duchowieństwa diecezjalnego warszawskiej archidiecezji. W 1910 r. Księdza Ciemniewskiego spotkało kolejne wyróżnienie – został delegatem Kapituły Metropolitarnej Warszawskiej do Kolegium Duchownego w Petersburgu. Kolegium to stworzone zostało przez cara w celu podporządkowania sobie i kontroli Kościoła Katolickiego na terenie zaboru rosyjskiego. Delegatem był do 1913 r., podczas jego trzyletniej nieobecności parafią w Warce zarządzał ks. Piotr Wojtkiewicz.

Rok 1914 przyniósł do Warki wojnę światową. Dla mieszkańców nastał trudny okres – pobory do wojska, niedobory żywności, rekwizycje. Społeczeństwo potrzebowało pomocy. Wychodząc naprzeciw potrzebom ksiądz Ciemniewski stanął na czele Komitetu Opieki nad Rodzinami Powołanych do Wojska, który po nawiązaniu współpracy z Komitetem Obywatelskim m. Warszawy został przemianowany na Miejscowy Komitet Obywatelski w Warce. Obok księdza Marcelego w Komitecie działali m. in.: dziedzic Winiar, hrabia Wojciech Rostworowski, wikary ks. Teofil Aranowski, J. Lubert. Komitet prowadził szeroko zakrojoną działalność społeczną: zorganizowano szkoły, ochronkę dla dzieci, założono jadłodajnię, udzielano zapomóg pieniężnych, uruchomiono ambulatorium, przeprowadzono szczepienia przeciwko ospie, usprawniono handel. Aktywność ks. Ciemniewskiego na polu społecznym została zauważona i decyzją władz rosyjskich został odznaczony Orderem św. Anny II klasy.

Odzyskanie przez Polskę niepodległości oznaczało nowe wyzwania. Najpierw obrona granic nowoutworzonego państwa, potem jego organizacja i spojenie z trzech odrębnych zaborów. Wojna polsko-sowiecka w 1920 roku była ogromnym wysiłkiem dla polskiego narodu, była sprawdzianem dla patriotyzmu Polaków. Wojsko i państwo potrzebowały wsparcia w tej decydującej chwili. Powołany został Obywatelski Komitet Obrony Państwa, w wielu powiatach i gminach powstawały jego regionalne oddziały. W lipcu 1920 r. powołany został Obywatelski Komitet Obrony Państwa Powiatu Grójeckiego, który nadzorował komitety gminne. Aktywny udział w komitecie gminy Warka wziął ks. Marceli Ciemniewski.

Oprócz działalności na gruncie społecznym ks. Marceli dostrzegał ogromną rolę edukacji. Kilka lat po objęciu parafii ocalił resztki cennego pofranciszkańskiego księgozbioru. Kiedy przyszło wezwanie od zarządu guberni do ujawnienia katalogu biblioteki (w celu konfiskaty) proboszcz znając specyfikę rosyjskiej biurokracji najzwyczajniej w świecie odpisał urzędnikom, że „Przy kościele pofranciszkańskim biblioteki nie ma”. Taka „bumaga” urzędnikom wystarczyła i biblioteka ocalała. W 1913 r. powstała biblioteka parafialna, która służyła głównie dzieciom i młodzieży. Składała się z tysiąca kilkuset książek, niestety mocno zniszczonych, z braku środków nie była uzupełniana. W czasie wojny ks. Marceli prowadził szkołę i ochronkę, które mieściły się przy kościele pofranciszkańskim. Proboszcz wygłaszał tu „zajmujące pogadanki pouczającej treści z dziatwą warecką, która pod formą zajmujących powiastek ma sobie wpajane zasady uczciwego, moralnego i bogobojnego życia”. W 1924 r. pełnił funkcję prezesa Dozoru Szkolnego w Warce, choć był przeciwnikiem szkoły koedukacyjnej. Miał plany utworzenia własnej szkoły o charakterze wychowawczo-naukowym oraz „budowy gmachu szkolnego według wymagań nowoczesnych (…) kilka wiorst od niego (miasta) za Pilicą”.

Gorący patriotyzm, żarliwa wiara i miłość do Warki księdza Ciemniewskiego zmaterializowały się w postaci pierwszej monografii Warki, którą ks. Marceli wydał w 1925 r. p.t.: „Dzieje miasta Warki”. „Pragnąłem jedynie, aby przynajmniej te szczupłe posiadane przezemnie wiadomości, tyczące się dziejów tego starożytnego grodu mazowieckiego, nie zaginęły, tymbardziej, że dziś przy ogólnej u nas o kawałek chleba trosce coraz bardziej idą w niepamięć dawne podania, a nawet dokumenty piśmienne, tyczące się wieków minionych” – pisał autor o pobudkach jakie skłoniły go do napisania „dziełka”. Praca nie jest historycznym, naukowym opracowaniem, ma charakter wartko płynącej gawędy przedstawiającej dzieje Warki od czasów pogańskich, aż do współczesnych autorowi. Mimo, że praca nie zawiera przypisów ani bibliografii, z tekstu można się zorientować, że ks. Marceli opierał się na różnorodnych źródłach. Wykorzystał publikacje już wydane (m.in. W. H. Gawareckiego), źródła drukowane (kodeksy), źródła rękopiśmienne (akta lustracji, dokumenty władców), informacje o znaleziskach z okolic Warki czy wreszcie podania, opowieści i relacje świadków. Narracja prowadzona barwnym językiem, czasem patetycznym, czasem humorystycznym, bogactwo faktów, informacji, anegdot sprawia, że nawet dziś lektura „Dziejów…” to wielka przyjemność. Ks. Ciemniewski, jak słusznie zauważył Remigiusz Matyjas „Stworzył przewodnik po dziejach miasta, a zarazem podstawę, na której następnie budował się warecki ruch regionalny i krajoznawczy”. Od pierwszego i jedynego wydania książki minęło prawie sto lat, coraz mniej pozostało dobrze zachowanych egzemplarzy. Szkoda, bo „Dzieje miasta Warki” powinny znajdować się w domu każdego mieszkańca Warki. Miejmy nadzieję, że w stulecie wydania książka doczeka się wznowienia… Dziś można ją przeczytać w wersji elektronicznej na stronach polskiej biblioteki cyfrowej Polona.

Ks. Marceli Ciemniewski był autorem, redaktorem i wydawcą pierwszego czasopisma ukazującego się w Warce. 3 sierpnia 1924 r. ukazał się pierwszy numer „Gawęd Wieczornych”, bo tak nazywała się ta gazetka. Ukazywała się co tydzień, zawsze w niedzielę, liczyła cztery strony, cena egzemplarza wynosiła 40 groszy. W 1924 r. ukazały się 22 numery. O powodach utworzenia tygodnika pisze ksiądz w Słowie wstępnym: „Serca karmione nienawiścią z natury swej muszą coś nienawidzieć – chcę więc wydawać pismo, któreby sercom dawało zdrowy pokarm, nauczyło je kochać, to co godne miłości. Sądzę, że tym pokarmem zdrowym będą budujące opowiadania z dziejów zwłaszcza ojczystych, one porwą za sobą serca naszego ludu, one mu pokażą czar i piękno cnoty, one go nauczą kochać swój naród i ojczyznę – serca karmione w ten sposób nie będą zdolne do nienawiści”. Gazetka zawierała nie tylko moralizatorskie podania i przypowieści. Stałą jej część stanowiła rubryka „Wiadomości bieżące”, w której autor „Gawęd Wieczornych” pod przybranym pseudonimem - raz to był stary „Marcin Gderała”, innym razem wścibski „Bartłomiej Nochal” - często polemizując z samym sobą, komentował bieżącą rzeczywistość oraz piętnował i wyśmiewał przywary wareckiego społeczeństwa. Tematów nie brakowało. Na pierwszy plan wysuwało się wszechobecne pijaństwo („wódkochlapstwo” jak mówił Gderała). Piętnowane było odchodzenie od wiary i religii, złodziejstwo, lenistwo, rozpusta, brak wychowania dzieci i młodzieży, przeklinanie, hazard (gra w trzy karty), nieuctwo, kłamstwo, brak skromności w ubiorze u dziewcząt i kobiet. Dostało się nawet piłkarzom za zbyt odważny strój. Autor na łamach gazetki wydał swego rodzaju wojnę magistratowi. Otwarcie, choć pod pseudonimem krytykował władze miasta za brud panujący w mieście i na miejskim targowisku, za smród wydobywający się z „dołka” na placyku Abendowej, za rozwożenie odpadków z miejskiej rzeźni (Szlachtuza) na okoliczne pola, za dziurawy most i nieremontowaną szosę, za brudną chorągiew w dniu 3 maja, za brak jadłodajni bez pijaństwa i wrzasków, za świnie spacerujące po ul. Senatorskiej. Kolejnym „bieżącym” tematem byli Żydzi, którzy w latach dwudziestych stanowili w Warce większość. Z racji zajęć, których się najczęściej podejmowali nazywani byli przez ks. Marcelego „groszmacherami”. W nieco żartobliwy sposób Marcin Gderała przedstawia lokalną społeczność żydowską. Karczma niezbyt czysta, karczmarz zaniedbany, sklepikarz stosujący nie zawsze przejrzyste zasady handlu itp. Zasadna krytyka prowadzona była, jak to sam autor pisał, dla dobra samych Żydów i prowadzonych przez nich interesów. Rubryka „Wiadomości bieżące” pisana była językiem pełnym humoru. Osoby, które występowały w tekstach nosiły zabawne przydomki np.: Jacek Włóczypięta, Jacek Tataraczek, Maciej Skrobimiska, Icek Pucpomader, Szmul Pomidor czy Abramek Chuderlawer. W każdym numerze znajdowały się zagadki, a ich rozwiązania zawierał następny numer. Zagadnienia poruszane w „Gawędach” składają się na opis życia codziennego mieszkańców ówczesnej Warki i są dziś niezwykle cenną i barwną kartą z dziejów miasta.

„Dzieje miasta Warki” – historyczna opowieść i „Gawędy Wieczorne” – lokalna publicystyka o charakterze moralizatorskim ukazały się u schyłku życia kapłana. Są podsumowaniem działalności ks. Marcelego Ciemniewskiego, syntezą jego myśli, postaw, działań i pragnień. Widzimy gorącego patriotę wykazującego przywiązanie do historii i tradycji narodu, żarliwej wiary kapłana – pasterza pragnącego ustrzec przed złem swoje owieczki – wiernych, wielkiego miłośnika Warki pragnącego ocalić od zapomnienia prastare podania, legendy, wspomnienia.

Ks. Marceli Ciemniewski zmarł 28 marca 1927 r.. Spoczywa na wareckim cmentarzu. Mieszkańcy Warki pamiętają o swoim proboszczu. Jego imię nosi Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna. W kościele Matki Bożej Szkaplerznej w 150. rocznicę urodzin, 115. rocznicę objęcia parafii i 85. rocznicę śmierci odsłonięto pamiątkową tablicę. W 2013 r. Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego wydało książkę Remigiusza Matyjasa „Ks. Marceli Ciemniewski 1862-1927. Świat z przełomu epok”.

Podtytuł książki R. Matyjasa brzmi „Świat z przełomu epok”. Rzeczywiście, wydarzenia na świecie i w Polsce, procesy i zjawiska dotyczące społeczeństwa wskazywały, że kończy się stary świat i nadchodzi nowy. Zdaniem ks. Marcelego działo się to zbyt szybko, zbyt drastycznie, za bardzo pochopnie i bezrefleksyjnie. Wskazywał i punktował zagrożenia jakie niesie za sobą nowy świat odchodzący od moralności chrześcijańskiej i katolickiej. Z perspektywy naszych czasów nasuwa się przekonanie, że trafnie je ocenił. Problemy świata, który piętnował kapłan pozostały, a co gorsze pojawiły się nowe… Rodzą się pytania – czy dziś żyjemy u progu nowej epoki?, czy potrzebni są odważni ludzie tacy jak warecki proboszcz?

Piotr Kupnicki

 

Słowniczek:

Diecezja ( z grec „dioikesis” – zarządzać domem, sprawowanie zarządu) – biskupstwo, jednostka administracyjna w kościołach chrześcijańskich podległa biskupowi. Archidiecezja to diecezja, której ordynariuszem jest arcybiskup. Diecezje zazwyczaj są zgrupowane w metropolie. Metropolia to prowincja kościelna obejmująca kilka diecezji oraz archidiecezję, od której najczęściej przejmuje nazwę.

Kanonik łac. canonicus – wczesnośredniowieczna nazwa duchownych żyjących przy katedrach. Obecnie kapłan uhonorowany tą godnością za szczególne zasługi dla kościoła lokalnego, zobowiązany do sprawowania określonych obrzędów liturgicznych wraz z innymi kanonikami lub miejscowym biskupem. Zwykle kanonik to członek wspólnoty kapłanów (kapituły) związanej z katedrą lub kolegiatą.

Kapituła – organ kolegialny (łac. collegalis- zbiorowy, należący do wspólnoty) w Kościele Katolickim złożony z duchownych.

Kolegiata - (łac. collegium – zgromadzenie równoprawnych urzędników) – kościół niebędący katedrą, przy którym istnieje kapituła kanoników.

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony?start=20#sigProId9e7e97b308