128„Kilka partii, jak Grabowskiego, Warszawskie Dzieci, Zielińskiego przeciągnęło przez miasto. Szczególniej była piękną pierwsza: konie kare dobranej maści, umundurowanie zupełne, chorągiewki, lance, belgijskie sztucery czyniły piękny widok, na który serce zatętniło radośnie”. Tak Władysław Matlakowski zapamiętał jeden z powstańczych oddziałów ciągnący przez Warkę. Pochodzący z Warki lekarz i etnograf był świadkiem pamiętnego roku 1863, kiedy to Polacy ponownie chwycili za broń by walczyć z carskim zaborcą o niepodległość. Echa tamtych wydarzeń były dobrze słyszalne przez mieszkańców nadpilickiego grodu. Sama Warka też stałą się areną dramatów, które wstrząsnęły miejscową ludnością.

Zapowiedź tego, że Polacy podejmą z Rosją kolejną walkę o wolność i niepodległość wieszczyły zdarzenia w Warszawie z pocz. lat 60. XIX w. Zamieszki, starcia zbrojne, manifestacje. Krew polskich demonstrantów spłynęła po warszawskich ulicach. Carscy żołnierze mierzyli swoimi karabinami w tłumy osób wychodzących na ulice. Liczono, że protesty wywrą wpływ na Rosję, a osłabione po wojnie krymskiej Imperium wejdzie na drogę ustępstw. Choć zaborcy poszli na pewne kompromisy, to demonstracje okupione śmiercią, nie ustały. Wieści o nich dochodziły do Warki. Wspomniany Władysław Matlakowski zapisał: „Modliliśmy się codziennie za dusze poległych w Warszawie…”.

Kiedy Matlakowski bacznie obserwował rosnące napięcia społeczne, gdzieś poza wzrokiem ogółu działali spiskowcy planujący wywołać powstanie, które miało doprowadzić do odzyskania przez Polskę niepodległości. Organizacja takiego przedsięwzięcia wymagała wielkiej uwagi, odpowiedzialności i czasu. Zakładano, że wybuch zrywu narodowego nie zostanie przeprowadzony wcześniej niż wiosną 1863 r. Jednak na skutek ogłoszonego poboru do armii carskiej datę zmieniono. Powstanie wybuchło w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 r. Polacy ponownie chwycili za broń by walczyć o zrzucenie jarzma zaborców!
Narodowowyzwoleńcza atmosfera odczuwalna była również w Warce. Rąbano i niszczono carskie godła. Powieszono na latarni przed magistratem zdrajcę. Z pewnością też Warczanie niejednokrotnie widzieli krążące po kraju konspiracyjne gazety i pisma.

W powstańcze szeregi wstępowali przede wszystkich mieszczanie i szlachta, ale zachęcano do walki również chłopów. Władysław Matlakowski wspominał: „Widziałem parę wozów dzielnych parobczaków, którzy przygrywając sobie na skrzypcach jechali do partii”. Zapał by pokonać zaborcę był duży, niestety organizacja i przygotowanie pośpiesznie wywołanego powstania pozostawiały wiele do życzenia.
Rzeczywista sytuacja walczących z armią carską nie wyglądała zbyt optymistycznie. Przewaga Rosjan była olbrzymia. Żołnierze carscy górowali nad powstańcami nie tylko liczebnością, ale i wyszkoleniem oraz uzbrojeniem. Taka sytuacja sprawiła, że walka powstańcza ograniczała się do działań partyzanckich, prowadzonych z zaskoczenia.

Okolice Warki, obfitujące w lasy m.in. puszczy stromieckiej, wydawały się zatem idealnym terenem do prowadzenia tego typu walk. Stało się jasne, że kwestią czasu jest kiedy odgłosy starć zbrojnych staną się słyszalne dla mieszkańców miasta. Tymczasem wieści o pierwszych potyczkach docierały do miasta nad Pilicą. Już bowiem 23 stycznia, w nieodległym przecież Grójcu, oddział majora Śmiechowskiego odbił z rąk rosyjskich 12 rekrutów raniąc przy tym kilku żołnierzy carskich. Tego samego dnia w Mogielnicy powstańcy uzbrojeni w strzelby i kosy, na czele których stanął ks. Grzywaczewski, zmusili żołnierzy carskich do wycofania się w kierunku Grójca. Obecna stolica powiatu stała się areną starć również 25 stycznia, kiedy konny oddział ok. 20 powstańców pod dowództwem Juliana Bajera zaatakował carski oddział kawalerii czyniąc w jego szeregach straty w zabitych i rannych, a pozostałych zmuszając do ucieczki. Za to 27 stycznia w Górze Kalwarii powstańcy zmusili żołnierzy rosyjskich do opuszczenia miasta zabijając przy tym jednego z nich.

Pierwsze sukcesy, choć drobne, dodawały animuszu, wlewały nadzieję w serca Polaków. Musieli to odczuwać również mieszkańcy Warki. Wtedy pewnie jeszcze niewielu zakładało smutny koniec powstania. Póki co Warka, nie była bezpośrednim świadkiem tragicznych wydarzeń. Być może dlatego, że stacjonowała tu rota carskich saperów, która stanowiła w tamtym momencie siłę zniechęcającą do bezpośredniego, powstańczego ataku na miasto. Najtrudniejsze chwile związane z powstaniem miały dopiero dla miasta nadejść.

26 kwietnia nadpilicki gród dotykają działania zbrojne. Odnotowuje się, że w mieście, w starciu z powstańcami, żołnierze carscy ponieśli znaczne straty. Niewiele wiadomo więcej o tym zdarzeniu. Dużo lepiej znane są dramatyczne wydarzenia, które nastąpiły na ziemi wareckiej w kolejnych kilku tygodniach. Wiosna była już w pełni. Nadchodził maj, dla mieszkańców Warki i okolic miał się okazać wyjątkowo krwawy.
4 maja w Magnuszewie oddział pod dowództwem ppłk. Władysława Kononowicza rozpędził siły rosyjskie składające się z dwóch rot piechoty, szwadronu dragonów i seciny kozaków, zdo

bywając na nich broń. Tak zaznaczał swoją obecność na arenie działań zbrojnych w najbliższym rejonie Warki partyzancki dowódca, który dziś na ziemi wareckiej jest symbolem walki powstańców styczniowych z carskim zaborcą. Władysław Kononowicz był oficerem armii carskiej, który doświadczenie wojskowe zbierał m.in. na Kaukazie. W powstaniu pełnił funkcję naczelnika na powiat czerski. W widłach Wisły i Pilicy, w trudno dostępnym terenie w rejonie Rozniszewa, założył obóz skąd prowadził wypady na wroga. Zaledwie 10 dni po magnuszewskim starciu jego oddział walczył z Moskalami pod Rozniszewem – jak się później okazało była to największa potyczka powstańcza na ziemi wareckiej. Oddział Kononowicza, który w maju połączył się z partiami Zielińskiego i Jankowskiego, stanowił siłę, której nie mogli lekceważyć Rosjanie. Skierowali zatem przeciwko powstańcom oddział pułkownika Ernrotha liczący ok. 1000 ludzi.

14 maja Moskale w rejonie Rozniszewa starli się z częścią powstańczego zgrupowania. Po krótkiej walce Polacy się wycofali, a zadowoleni z sukcesu Rosjanie rozłożyli w lesie obóz. Wykorzystali to powstańcy, którzy zaatakowali niespodziewających się zagrożenia żołnierzy carskich. Zaskoczenie Rosjan było zupełne. Żołnierze carscy musieli zarządzić odwrót pozostawiając na placu boju 70 zabitych. Straty powstańców wyniosły 22 poległych i 40 rannych. Nie był to jednak koniec walk w rejonie Rozniszewa. Uchodzący z miejsca potyczki Rosjanie weszli do wsi Rozniszew, gdzie wykryli powstańcze magazyny. Zaalarmowany Kononowicz wysłał naprzeciw nim oddział pod dowództwem majora Klima. Rozgorzała zażarta walka. Poległo kolejnych 13 powstańców, których pochowano na rozniszewskim cmentarzu. Starcia pod Rozniszewem wywarły wielkie wrażenie na Władysławie Matlakowskim: „Setki rannych wożono do klasztoru do Warki, Góry [Kalwarii] i Grójca, wielu z ran umarło w drodze, a sale klasztorne zalały się krwią i napełniły chorymi; codziennie kilku umierało, a na cmentarzu przybywało mogił. Całe miasto darło szarpie i szmaty, niosąc wszelką pomoc rannym, których doglądał i leczył zacny dr Majeranowski”.

Wspomnienia Matlakowskiego, we fragmencie dotyczącym liczby rannych zapewne jest przesadzone, jednak bój musiał wywołać nie tylko w przyszłym lekarzu wielkie emocje. Tragizm powstańców powoli miał się stawać coraz widoczniejszy. Zaledwie 4 dni po rozniszewskim boju pod Nową Wsią koło Warki rozbity został oddział Grabowskiego. Ścigany przez Moskali przez kilka dni i nękany przez nich atakami przeprawił się w rejonie podwareckich Lechanic na północny brzeg Pilicy. Powstańcy udręczeni trudami marszu zasnęli kamiennym snem w Nowej Wsi, którą obrano za miejsce odpoczynku. Zmęczenie było tak duże, że w dalszą drogę wyruszyli z kilkugodzinnym opóźnieniem. Wykorzystali to Moskale, którzy zaatakowali powstańców gdy Ci ledwie opuści wiejskie zabudowania. Od zupełnej klęski uratowało partyzantów opanowanie dowódcy, który zdołał wyprowadzić z miejsca potyczki 100 kawalerzystów, ok. 50 strzelców wraz z żuławami i niemal 200 kosynierów. Niektórzy z ocalałych z potyczki szukali schronienia wśród okolicznych mieszkańców oraz w Warce. Nic dziwnego zatem, że po domostwach żołnierze carscy przeprowadzali rewizje wzbudzając w ludności strach.

Starcie z 18 maja 1863 r. na stałe zapisało się w historii ziemi wareckiej. Pamięć o nim kultywuje Szkoła Podstawowa im. Bohaterów Powstania Styczniowego 1863 r. w Nowej Wsi. Trwają starania lokalnych miłośników historii o przebadanie terenów związanych z miejscem bitwy. Kto wie, być może za jakiś czas uda się odnaleźć nieznane wcześniej miejsca pochówku poległych w boju lub też artefakty bitewne. Ileż ciekawsze byłyby muzealne lekcje dla najmłodszych prowadzone przez wareckie Muzeum gdyby móc pokazać im np. zachowaną po powstańcach kosę przygotowaną do osadzenia na sztorc.

Ci z powstańców, którzy pod Nową Wsią dostali się do carskiej niewoli nazajutrz mieli jeszcze znaleźć się w samym środku bitewnego zgiełku. Prowadzeni przez Rosjan ku Warszawie z pewnością nie liczyli na łaskę zaborcy. Tymczasem pod Chojnowem niespodziewanie kolumna z jeńcami została zaatakowana przez powstańców z oddziału Władysława Kononowicza. Dowódca, tak dobrze znany w rejonie Warki, na wieść o starciu pod Nową Wsią podjął decyzję o odbiciu jeńców. Zasadzka, choć początkowo wywołała zamieszanie w szeregach żołnierzy carskich, nie przyniosła niestety oczekiwanego skutku. Powstańcy nie zostali uwolnieni.

Ludzie Kononowicza pod Chojnowem po raz kolejny dali się we znaki Moskalom. Stało się zatem jasne, że Rosjanie zrobią wiele, by rozbić oddział obozujący na południe od Warki. Pod koniec maja w Warce zjawiło się wojsko carskie gotowe do ostatecznego porachunku z krnąbrnym dowódcą powstańczym. Po odpoczynku w nadpilickim grodzie Rosjanie wyruszyli na południe, na spotkanie z partią Kononowicza…

1 czerwca 1863 r., w okolicach Grabowskiej Woli, Władysław Kononowicz w obliczu zagrożenia ze strony wojsk rosyjskich wydał rozkaz rozpuszczenia oddziału i zebrania się w nowym miejscu zbornym. Nie przypuszczał, że już nigdy więcej nie wyda komendy dla powstańczych szeregów. 2 czerwca został pochwycony wraz ze swoimi adiutantami Edmundem Nałęcz-Sadowskim i Feliksem Łabędzkim przez Rosjan w Zawadach koło Jedlińska. Kolejny jego adiutant, pochodzący z Grabowa nad Pilicą Władysław Komornicki, podczas próby ucieczki został zabity przez Rosjan. Powstańczego dowódcę wraz z towarzyszami przetransportowano do Warki, gdzie odbył się sąd wojenny skazujący ich na karę śmierci. 4 czerwca, w przypadającą wówczas uroczystość Bożego Ciała, skazańców wyprowadzono na nadpilickie błonia i tam rozstrzelano na oczach zasmuconego i przygnębionego tłumu mieszkańców. Rosjanie nie pozwolili nawet na skorzystanie przez pojmanych z posługi księdza. Warecka egzekucja i bezwzględność z jaką została przeprowadzona odbiła się szerokim echem na ziemiach polskich. Krakowski dziennik „Czas” tak relacjonował wydarzenie i zachowanie rosyjskiego dowódcy Meller-Zakamelskiego: „Kononowicza, Sadowskiego i Łabędzkiego w Boże Ciało rozstrzelał. Trzy słupy stały obok siebie i trzech męczenników pod nimi padło. Ludności nie pozwolił pójść na procesję Bożego Ciała, lecz zagnawszy ją na plac egzekucji nahajkami, latał jak wściekły i wołał: ˂˂Tak się mszczę za nieprzyjęcie carskiej amnestii. Gdy trzeci raz przyjdę do Warki, nie zostawię kamienia na kamieniu i wszystkich powywieszam˃˃”.

Rosjanin swojej groźby na szczęście nie spełnił, ale przykrych reperkusji mieszkańcy miasta i tak doświadczyli. Już dzień przed egzekucją Moskale aresztowali ks. Agrypina Konarskiego, spowiednika i żołnierza z oddziału Kononowicza. Z Warki przewieziono go do Warszawy, gdzie wkrótce został powieszony. Niedługo później uwięziono również jednego z wareckich franciszkanów – ojca Alfonsa.
Wraz z likwidacją oddziału Kononowicza straciły na intensywności walki w najbliższym rejonie nadpilickiego grodu. Powstanie nadal trwało, ale trudno było mówić o entuzjazmie kiedy zbierało coraz tragiczniejsze żniwo. W samej Warce doszło do starć jeszcze we wrześniu 1863 roku kiedy to oddział powstańczy spalił koszary. W październiku powstańcy w poszukiwaniu żywności przybyli do podwareckiego majątku w Winiarach, a z wareckiej bożnicy mieli wziąć pewną sumę rubli. Niewiele później potykali się z Rosjanami w okolicach Magnuszewa przy próbie przedostania się w lubelskie. Jeszcze w lutym 1864 roku dochodziło do starć w rejonie Grójca, Góry Kalwarii i Głowaczowa. W okolicach tego ostatniego, pod wsią Lipa, wycieńczony oddział „Dzieci Warszawskich” został zupełnie rozbity przez wojsko carskie. Z 220-osobowego oddziału uchroniło się od zguby zaledwie kilkadziesiąt osób. Reszta zginęła, została ranna lub dostała się do carskiej niewoli.

Powstanie upadało. Jednocześnie narastały represje carskie, które i tak dawały się we znaki od dłuższego czasu. Wymieniane wcześniej aresztowania ks. Agrypina Konarskiego i franciszkanina Alfonsa nie były jedynymi tego typu działaniami zaborcy. W drugiej połowie 1863 r. ks. Grodzicki, warecki proboszcz, został skazany za współpracę z powstańcami na 10 lat katorżniczych prac na Syberii.
Rosjanie dążyli do pochwycenia osób zaangażowanych w działania powstańcze. Jeden z poszukiwanych przez nich powstańców, dezerter z wojska rosyjskiego, mający podobno matkę Żydówkę ukrywał się w wareckiej bożnicy. Innemu, 18-letniemu wówczas mieszkańcowi Warki Józefowi Manczarskiemu, nie udało się skutecznie schronić i dostał się w ręce Rosjan. Obito go okrutnie na rynku i uwięziono chcąc wyciągnąć od niego nazwiska towarzyszy broni. Ten jednak, pomimo tortur, nikogo nie wydał. Bezskuteczne były carskie metody przesłuchań stosowane na wareckim młodzieńcu. Z braku zeznań obciążających za działalność powstańczą, został wypuszczony na wolność. Inaczej sytuacja potoczyła się w przypadku Andrzeja Wojciechowskiego, mieszkańca Warki, który w powstaniu pełnił funkcję m.in. żandarma wieszającego, a więc człowieka, który z ramienia władz powstańczych wykonywał wyroki śmierci na zdrajcach. Wojciechowski został skazany na 12 lat katorgi w syberyjskich kopalniach. Identyczny wyrok od władz carskich otrzymał Wojciech Grabowski ze wsi Kalina. Moskalom narazili się również mieszkający w napilickim grodzie Walenty i Ludwik Ostrowscy, którzy trafili do aresztu m.in. za złe wyrażanie się o władzach carskich.

Prześladowani byli przez Moskali i wareccy franciszkanie. Wspierali oni powstańców, odprawiali w ich intencji msze. Rewidowani, bacznie obserwowani, musieli ostatecznie w listopadzie 1864 r. opuścić Warkę. Zaborcy bowiem dokonali kasaty klasztoru. Żołnierze rosyjscy przejęli to miejsce i poczuli się w nim bardzo swobodnie. Tak bardzo, że pozwalać sobie mieli na hałaśliwe zabawy i uczty w murach klasztornych, które niejednokrotnie kończyły się strzelaniem z pistoletów do wazonów ulokowanych na szczytach gmachu oraz drzwi wiodących do dawnego chórku kościelnego. Okres kasaty klasztoru to również moment w którym mocno ucierpiała biblioteka klasztorna. Wiele cennych książek, podobnie jak i innych wartościowych obiektów, zniknęło wówczas bezpowrotnie.
Choć zbiory biblioteki franciszkańskiej przepadły, to na szczęście do naszych czasów przetrwał

y wareckie księgi z aktami metrykalnymi, m.in. z owego pamiętnego roku 1863. Warto się przyjrzeć zgonom odnotowanym po 14 maja, a więc po boju pod Rozniszewem. Wpisy dotyczące kilku młodych osób, mężczyzn nie pochodzących z Warki, mogą przyciągnąć uwagę ciekawych lokalnej historii. Czy to byli powstańcy walczący pod Rozniszewem i Nową Wsią, którzy na zawsze spoczęli na ziemi wareckiej? Może zmarli na skutek ran odniesionych w tych bitwach? Czy to m.in. dla nich darto szarpie? Niewykluczone. W aktach odnajdziemy m.in. informacje o zmarłych 15 maja 28-letnim Józefie Baranie i 19-letnim Władysławie Piliszu, zmarłym 16 maja 23-letnim Michale Węgrzynku oraz zmarłym 17 maja 22-letnim Karolu „bez nazwiska”. W dokumencie zgonu każdej z tych osób odnotowano: „o zamieszkaniu także i Rodzicach jego nie masz żadnej wiadomości”. Być może uda się kiedyś ustalić czy byli powstańcami walczącymi w okolicach Warki . Rzecz bez wątpienia warta zbadania. Silna jest bowiem w Warce pamięć o tamtym tragicznym czasie.

Walki powstania styczniowego na ziemi wareckiej wrosły w miejscową tradycję historyczną. Natrafimy w mieście na ulice Powstańców 1863 r., ppłk. Władysława Kononowicza i Józefa Manczarskiego. Ten ostatni miał szczęście dożyć wolnej i niepodległej Polski, o którą walczył jako młody człowiek. Otoczony szacunkiem przez mieszkańców Warki działał na rzecz pamięci o swoich dawnych towarzyszach broni na czele z dowódcą ppłk. Kononowiczem. Pogrzeb Manczarskiego w 1926 r. przeistoczył się w Warce w manifestację patriotyczną. Niestety nie było mu dane doczekać usypania na wareckich błoniach przez Ochotniczą Straż Pożarną, w miejscu egzekucji przeprowadzonej 4 czerwca 1863 r., pamiątkowego kopca, przy którym odbywają się uroczystości poświęcone powstaniu styczniowemu. Stało się to bowiem niedługo po jego śmierci. Społeczeństwo Warki niezłomnemu Manczarskiemu ufundowało pomnik na miejscowym cmentarzu. Na nim też spoczywa inny weteran powstania styczniowego mjr Marcin Ropelewski, który po powrocie z syberyjskiego zesłania osiadł w Warce u boku swojej córki pełniącej w mieście obowiązki nauczycielki.
Ślady powstania styczniowego odnajdziemy nie tylko na wareckim cmentarzu. Nekropolia w Rozniszewie również kryje szczątki powstańców. Pomnik upamiętniający ich walkę i obecność na tych terenach znajduje się nieopodal Rozniszewa, w Kępie-Anielin, miejscu dawnego obozowiska oddziału Władysława Kononowicza, w Nowej Wsi-Gołębiowie oraz podwareckiej Pilicy. Miejsc „pomnikowych” byłoby więcej gdyby przed II wojną światową udało się zrealizować zamiar wystawienia w Warce monumentu zaprojektowanego przez ... inż. arch. Kononowicza, wnuka powstańczego dowódcy. Nigdy jednak nie udało się zrealizować tego planu.

Dziś mamy to szczęście, że możemy upamiętniać walkę Polaków o niepodległość. Mówić o niej i pisać. Przypominać tych, którzy często jedynie z kosą osadzoną na sztorc porywali się na doskonale uzbrojonych żołnierzy Imperium Rosyjskiego. Dla wielu oceniających była to walka z góry skazana na porażkę, dla innych przykład gorącego patriotyzmu, którego znaczenia nie mogą umniejszyć nawet nasilające się popowstańcze represje wobec Polaków. Wzrost negatywnej polityki zaborcy wobec Polaków po narodowym zrywie niepodległościowym dostrzegał zasłużony warecki dziejopis, ks. Marceli Ciemniewski, któremu pod koniec XIX w. przyszło objąć parafię w Warce i zafascynować się miejscową historią, również tą dotyczącą powstania styczniowego.

Karol Kucharski

Słowniczek:

partia – w powstaniu styczniowym oddział partyzancki
rota – oddział żołnierzy w wojsku rosyjskim. Nazwa ta występowała również w dawnym wojsku polskim i odpowiadała kompanii
szarpie – używany dawniej materiał opatrunkowy, otrzymywany z ręcznie wyskubywanych kawałków płótna lnianego

 

Czy wiesz, że…
Po powstaniu styczniowym władza zaborcza dała mieszkańcom Warki do wyboru: kwaterunek w Warce żołnierzy carskich lub zsyłkę do miasta pobytników, tj. osób przysyłanych do danego miejsca za karę. Z dwóch złych rozwiązań Warczanie wybrali to drugie. Niestety pobytnicy dawali się we znaki mieszkańcom miasta oraz okolic. W sierpniu 1885 r. Gazeta Radomska informowała: „Pobytnicy miasta Warki razem z włóczęgami tegoż miasteczka w liczbie około 30 ludzi dokonywają na las w sąsiednim majątku Cychry od dni kilku uorganizowane napady. Uzbrojeni w broń palną, noże, kije grożą straży leśnej śmiercią, w razie gdyby im kto stawiał opór. Pogróżki nie są daremne, gdyż straż codziennie z lasu wypędzają, a dnia dzisiejszego jeden z napadających kolnął trzy razy nożem gajowego, który grubo ubrany, temu jedynie zawdzięcza, iż nie poniósł szwanku. Celem napadów są grzyby, których w tym lesie dużo codziennie wyrasta”.

 

 

Galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej pod adresem::
https://muzeumpulaski.pl/podstrony/813-pamietny-rok#sigProIdef501fb5a4